poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 10


Otworzyłam oczy, ale od razu zaczęłam tego żałować. Głowa myślałam, że mi pęknie i suszyło mnie w gardle choćby piasek ze żarłam. Po chwili zaczęły docierać do mnie obrazy ze wczorajszej nocy. Boże ale ja jestem głupia. Rozejrzałam się po pokoju ale Harrego niegdzie nie było spojrzałam na zegarek dochodziła 12.
- Jasna cholera – jęknęłam i zwlokłam się z łóżka. Poszłam do salonu gdzie nadal głośno leciała muzyka, sąsiadka mnie zabije. Szybko wyłączyłam wierze i poszłam do kuchni po wodę. Na stole znalazłam małą karteczkę.

„Musiałem już wyjść, bo spieszyłem się na wywiad a nie chciałem cię budzić. Nie wiem czy cokolwiek z wczoraj pamiętasz, ale niestety nie spaliśmy ze sobą :P
Harry”
- Cudownie po prostu cudownie – mruknęłam co siebie, co ja sobie myślałam. Harry to tylko mój przyjaciel i nie chcę żeby był kimś więcej muszę to wszystko wyjaśnić, co będzie trudne.
Usłyszałam walenie do drzwi z butelką wody w ręku poszłam otworzyć. U progu zastałam właściciela bloku.
- Dzień dobry – przywitałam się grzecznie, a mężczyzna uniósł brwi.
- Może by się pani ubrała – odpowiedział, a ja popatrzyłam na siebie rzeczywiście byłam tak ubrana jak wczoraj zasnęłam czyli w samym staniku i spodniach.
- Eee… niech pan chwilę zaczeka – powiedziałam czując, że się rumienię. Szybko pobiegłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą lepszą bluzkę z brzegu i szybko przyszłam z powrotem.
- … mówiłam panu, że to ona burdel tu urządza i… - usłyszałam fragment wypowiedzi mojej kochanej sąsiadki z naprzeciwka, otwierając drzwi.
- Niech pan wejdzie do środka – powiedziałam przerywając staruszce
- Dobrze – odpowiedział tylko i wszedł ze mną do mieszkania. Rozejrzał się po salonie i zrobił zdegustowaną minę. Czemu się nie dziwię na stole leżały kieliszki po podłodze turlały się butelki po alkoholu, a do tego porozrzucanie gdzie niegdzie ubrania.
- Przepraszam za bałagan ja może posprzątam to …
- Niech pani nie robi sobie kłopotu –przerwał mi – ja tylko na chwilę, lecz niestety nie mam dla pani najlepszych wiadomości
- A o co chodzi ? – zapytałam
- O panią – wyjaśnił – odkąd pani się tutaj wprowadziła ciągle skarży się na panią pani sąsiadka, wcześniej przymykałem na to oko, bo myślałem, że jest to trochę wyolbrzymione, lecz wczoraj pani przesadziła.
- Ja bardzo przepraszam pana po prostu zapomniałam wyłączyć muzyki bo zasnęłam …
- No właśnie pani zasnęła tylko szkoda, że inni nie mogli – powiedział znów surowo – W dodatku pani sąsiadka  podejrzewa, że prowadzi pani tu dom publiczny i przychodzą tutaj jacyś obcy mężczyźni.
- Jacy mężczyźni ? To nie prawda – powiedział zirytowana
- Sam natknąłem się dzisiaj na jednego rano – wyjaśnił oburzony. Już chciałam zaprzeczyć, ale przypomniałam sobie że to musiał być Harry.
- Tak ale … - zaczęłam ale znów mi przerwał gwałtownie
- Niech pani się nie tłumaczy, to jak tutaj wygląda mówi samo za siebie – powiedział wskazując na pokój – Niestety jestem zmuszony pani wręczyć wymówienie mieszkania jest pani zmuszona do wyprowadzenia się w ciągu 24 godzin – powiedział wręczając mi kartkę papieru.
- Nie może pan … - wyjąkałam tylko
- Mogę i to zrobiłem. A i niech się pani nie fatyguje sam trafię do wyjścia – odparł szorstko i zamknął drzwi za sobą.
- Co to do cholery było – jęknęłam i nogi się pod de mną ugięły. Spojrzałam na kartkę którą wręczył mi właściciel mieszkania i nie mogłam w to uwierzyć musiałam się stąd wyprowadzić dobę po otrzymaniu powiadomienia, które właśnie zostało mi wręczone, a jeśli tego nie zrobię zostanę usunięta siłą. Po policzkach znów zaczęły spływać mi łzy, moje życie z dnia na dzień się wali teraz jestem bezdomna, samochód w naprawie, a pieniędzy na nowe mieszkanie też nie mam. Pod ciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami. Nie wiem ile tak siedziałam płacząc po prostu się załamałam i nie byłam się wstanie podnieść …
„ Muszę się spakować” tylko ta myśl spowodowała, że wstałam. Wszystko robiłam jak robot starając się nie myśleć o niczym tylko po prostu się spakować. Spakowałam wszystko do dwóch walizek, meble czy inne rzeczy należały do właściciela bloku. Około godziny 18 byłam gotowa, chwyciłam moje walizki i ruszyłam. Klucze oddałam dozorcy i wyszłam z bloku. Szłam przed siebie nawet nie zastanawiając się gdzie idę. Doszłam do jakiegoś parku gdy luną deszcz, no tak uroki Londynu. Usiadłam na pobliskiej ławce nie zważając na strugi deszczu, razem z nimi znów poleciały moje łzy. Teraz dopiero do mnie dotarło, że ja nie mam gdzie iść. Po kilku minutach zadzwonił mój telefon, chciałam go zignorować ale się ten ktoś nie poddawał. Chwyciłam go w końcu zirytowana.
- Czego ? –powiedziałam do słuchawki płaczliwym tonem, lecz chciałam żeby to zabrzmiało groźnie.
- Wszystko w porządku ? – usłyszałam głos Louisa po drugiej stronie słuchawki.
- Oczywiście – odpowiedziałam i wybuchnę łam znowu płaczem
- Co się stało ? – spytał zmartwionym głosem
- Wy… wywalili mnie zz.. mieszkania, bo jestem prostytutką – powiedziałam przez płacz
- Jesteś prostytutką ? – usłyszałam zdziwiony głos Louisa z słuchawki
- Nie … - powiedziałam przez łzy
- Nic z tego nie rozumiem – odpowiedział zagubiony – Gdzie jesteś ?
- Eee… nie wiem w jakimś parku niedaleko mojego byłego mieszkania – odparłam rozglądając się
- Wiem gdzie to jest zaraz tam będę – odpowiedział tylko i się rozłączył.

Po 10 minutach podjechało obok mnie czarne porsche z którego wyłonił się Louis.
- Zgłupiałaś ? Czemu siedzisz tak w tym deszczu ? - deszcz rzeczywiście padał i byłam i tak przemoknięta już do suchej nitki co jakoś mi nie przeszkadzało. Lou pozbierał moje walizki szybko i wpakował je do bagażnika z siebie zdjął bluzę i okrył nią moje ramiona, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że drżałam cała z zimna.
- Gdzie jedziemy ? - spytałam cicho, siedząc już w samochodzie bruneta.
- Do mnie zatrzymasz się u mnie póki sobie czegoś nie znajdziesz albo będziesz mnie mieć dość - odparł na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
Dojechaliśmy po około 5 minutach, Lou pomógł mi znów wysiąść z auta i wziął moje walizki. Spojrzałam na ville do której mnie przywiózł ( zwykłym domem tego nie można było nazwać ). Budynek był ogromny miał dwa piętra, ale w szerokości były jak trzy normalne domy połączone w jedno.
- Ty tu mieszkasz ? - spytałam z niedowierzaniem
- No tak - odparł z uśmiechem
- Sam ? - spytałam jeszcze bardziej się dziwiąc
- Nie no co ty razem z Harrym - odpowiedział na co zrzedła mi mina, przypominając mój ostatni nieszczęsny wieczór- No chłopaki też bardzo często wpadają czasem nawet można powiedzieć, że też tu mieszkają, każdy ma nawet swój własny pokój ... - nawijał dalej niezważając na mnie. 
Weszliśmy do olbrzymiego holu w którym na wprost znajdowały się schody na górę, a po bokach wiele drzwi.
- Zaprowadzę cię może do twojego nowego pokoju. Przebierzesz się w suche rzeczy. - zaproponował Louis na co się zgodziłam. Szliśmy po schodach na górę skręciliśmy w korytarzu w prawo i Louis wskazał na pierwsze drzwi które się tam znajdowały. 
- To mój pokój, przepraszam, że ci go teraz nie pokarzę ale panuję tam mały burdel ( bez skojarzeń proszę ) ale zawsze możesz tam wchodzić jeżeli tylko będziesz coś chciała - wyjaśnił się uśmiechając. Poszliśmy dalej i na końcu korytarza Louis w końcu przystanął przed drzwiami razem z moimi walizkami.
- No to tutaj - oznajmił i otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka. Gdy zobaczyłam pokój dech zaparło mi w piersiach był po prostu wspaniały ( zdjęcie pokoju pod rozdziałem )
- To naprawdę mój pokój ? -spytałam z niedowierzaniem 
- Eee... no tak - powiedział zakłopotany Lou pocierając ręką kark - No jeśli ci się nie podoba to zawsze ...
- Żartujesz sobie on jest wspaniały - powiedziałam nagle przytulając się do niego - Oj ... zmoczyłam cię - powiedziałam odsuwając się już od niego i zostawiając na jego koszulce swój mokry ślad. 
- Oj tam mnie to nie przeszkadza poprzytulajmy się jeszcze trochę -  powiedział znów obejmując mnie ramionami. 
- Louis ... - jęknęłam ze śmiechem wyplątując się z nich 
- Miło znowu patrzeć gdy znów się uśmiechasz - powiedział po chwili przyglądając się mi przez co się zarumieniłam. 
- No więc - odchrząknął Lou przerywając niezręczną sytuację - po lewej znajduje się łazienka, która jest w pełni to twojej dyspozycji. Później jakbyś chciała  możemy coś zjeść nie jestem najlepszym kucharzem ale ... 
- Dziękuje ci ale nie jestem głodna - odpowiedział przerywając mu ten monolog - Umyję się tylko i położę się spać 
- Dobrze jakbyś czegoś potrzebowałaś to wołaj - dodał tylko i wyszedł z pokoju. Wzięłam długą gorącą kompiel i później odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 
 Obudził mnie promienie słońca które wdarły się do mojego pokoju przez okno. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok przykrywając głowę poduszką. Lecz po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi, chyba nie dane mi było dalej spać. Usłyszałam, że drzwi się uchylają i z ciekawości kto mnie tak bezlitośnie budzi otworzyłam jedno oko. Zobaczyłam Louisa który stał brzegu mojego łóżka. 
- Rannym  ptaszkiem to ty nie jesteś - podsumował śmiejąc się 
- Jestem niedźwiedziem a one dużo śpią czy coś ... - powiedziałam mu nie przytomnie. 
- Chodź na śniadanie - zmienił temat 
- Nie jestem głodna - mruknęłam tylko w odpowiedzi 
- O nie tak łatwo to się nie wykręcisz. Przyszli chłopcy i Zayn ze swoją dziewczyną Karoliną czy Cornelią ... - przerwał zastanawiając się nad imieniem. 
- No i ? - jęknęłam obojętnie 
- No i choć mój niedźwiadku bo sam wyciągnę cię z tego łóżka 
- Dobre sobie - mruknęłam pod nosem 
- Skoro tak - powiedział i szybkim ruchem podniósł mnie z łóżka i przerzucił mnie siebie przez ramię. 
- Louis ! - krzyknęłam z przerażeniem, lecz on nic z tego sobie nie robiąc szedł już schodami w dół. W jadalni postawił mnie przed drzwiami i wszyscy na nas spojrzeli. 
- To moja nowa współlokatorka - wypalił Lou, a wszyscy chłopcy jak otępili patrzyli na mnie ze zdziwieniem. 
- Hej - wypaliła nagle Cornelia w moją stronę.


*** 

VERO 
Pokój Eweliny w domu Louisa 

*** 
  No to tyle bardzo opornie szedł mi ten rozdział i jakoś nie za bardzo mi się podoba. 
   Dziękuje wam za wszystkie komentarze bardzo mnie motywują do pracy. 
   Z powodu braku czasu i weny wprowadzam mały szantaż jak będzie 13 KOMENTARZY to będzie nowy rozdział. I licze na takie bardziej obszerne niż jedno słowo i jedna osoba komentuje raz tak tylko dla jasności to mówię. Życzę wam miłej Majówki xD 
Katy227







piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział 9


Czemu jak coś się wali to jedno po drugim ? Ostatni wieczór był dla mnie koszmarem. Najpierw pocałunek Mike, potem akcja Mikayli, a na koniec jeszcze Louis, miałam wszystkiego dość. Gdy wczoraj wróciłam do domu po prostu łzy lały mi po policzkach i nie mogłam nad nimi zapanować nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się koło 9 rano, wyglądałam okropnie nie dość że miałam całe opuchnięte oczy od płaczu to jeszcze razem ze łzami poleciał cały makijaż. Doprowadziłam  się wstępnie do porządku. Musiałam się jakoś trzymać dla Mikayli, nie mogłam się tak po prostu poddać i płakać, porostu nie mogłam. Śniadania nawet nie próbowałam jeść bo wątpiłam czy przeszło by mi coś przez gardło i udałam się do szpitala. Oczywiście byłam zdana tylko na komunikację miejską, dlatego że mój samochód nadal był w naprawie. Wybrałam więc stację metra, która znajdowała się niedaleko mojego bloku. Na miejscu byłam po około 20 minutach. Od razu po wejściu zmierzałam do sali Mikayli. Zauważyłam przed drzwiami Liama.
- Jeszcze tu jesteś ? – zapytałam siadając obok niego
- Tak powiedziałem że będę czuwać – odpowiedział z smutnym uśmiechem
- Obudziła się ?   - zapytałam z nadzieją
- Nie – odparł smutno
- A wiadomo coś nowego ?
- Niestety – pokiwał przecząco głową
- Idź do domu odpocząć – powiedziałam do Liama po chwili
- Dobrze ale jakby coś się działo to dzwoń – mówił stając i zbierając swoje rzeczy.
- Dziękuje – powiedziałam szczerze w jego stronę
- Nie ma za co – odpowiedział z uśmiechem- polecam się na przyszłość – dodał, pożegnał się i poszedł do domu.
Siedziałam tak przez chwilę nie wiedząc co dalej, postanowiłam poszukać jakiegoś lekarza który wiedział by coś więcej. Szłam korytarzem i przed pokojem pielęgniarek zauważyłam Rebecce i lekarza który wczoraj zajmował się Mikaylą. Nie wiedziałam czy podchodzić bliżej, bo nie wiedziałam czy nie będę im przeszkadzać w rozmowie więc przystanęłam z boku. Po chwili obydwoje spojrzeli na mnie i lekarz mnie wskazał. Coś mi się zdaję, że rozmawiali o mnie. Zaraz potem pożegnali się, a Rebecca ruszyła w moją stronę z zaciętą miną. Coś mi się wydawało, że będą kłopoty.
- Co ty tu robisz ? – zapytała cierpko
- Chciałam zobaczyć co z Mikaylą – odpowiedziałam jej spokojnie
- Wiesz co z nią jest ? Leży tam w tej sali i walczy o życie nie wiadomo kiedy się obudzi czy w ogóle się obudzi. I wiesz przez kogo ona tam leży ?! – wykrzyczała mi wszystko jednym tchem w twarz
- Ja przepra ….
- Przez Ciebie ! – wrzasnęła
- To nie ja kazałam jej ćpać – odpowiedziałam jej cicho ze łzami w oczach
- Masz racje co do tego, ale przez ciebie lekarze źle zadziałali ! A jak ona umrze to cię zniszczę gwarantuje ci to.
- Grozisz mi ? – zapytałam hardo ledwo powstrzymując się od płaczu
- To że zabrałaś mi faceta to mnie już nie obchodzi, ale jeśli ona umrze to nie daruje ci tego i nazywaj to się jak chcesz, groźbą czy ostrzeżeniem – powiedziała z furią w oczach, nie wiedziałam co powiedzieć. Wiedziałam, że to po części moja wina że ona tutaj leży, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli żeby jakoś być silną. Ale to co Rebecca powiedziała … ma rację to przeze mnie Mikayla tu leży. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
- Wynoś się stąd ! – krzyknęła w moją stronę Rebecca, a ja nawet nie potrafiłam się ruszyć – Głucha jesteś ?! Nie chce cię tu więcej widzieć rozumiesz ?! – po tych słowach obróciłam się i ruszyłam z płaczem korytarzem.
   Gdy wróciłam do domu po prostu wyciągnęłam butelkę wódki z i pociągnęłam duży łyk. Może to i głupie topić smutki w alkoholu ale w tym momencie nie potrafiłam inaczej. Kiedy byłam już niemal w połowie zawartości zadzwonił dzwonek w drzwiach. Lekko się zataczając poszłam je otworzyć. W drzwiach stał uśmiechnięty Harry.
- Hej – przywitał się – Słyszałem co się stało i pomyślałem, że sprawdzę co u ciebie – powiedział wyciągając za pleców butelkę wina.
- Wchodź – odpowiedziałam szerzej otwierając drzwi, spojrzał na mnie podejrzliwie
- Piłaś już coś ? – zapytał szczerząc się
- Aaa… tam troszeczkę – odparłam zapraszając go do salonu
- Nie powinnaś sama pić, to prowadzi do alkoholizmu
- Nie miałam jakoś siły nigdzie iść – odpowiedziałam
- No to masz szczęście, że cię odwiedziłem – mówił a ja poszłam do kuchni po jakieś kieliszki z salonu usłyszałam jak Harry bawi się moją wierzą. Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – powiedział Harry wskazując na wierze
- Nie, nie mam  - odpowiedziałam i usiadłam na kanapie. Nalałam do kieliszków wina. Sama znowu pociągnęłam łyk wódki, który popiłam winem.
- Chcesz ? – zapytałam Harrego wskazując na butelkę wódki
- Czemu nie – odpowiedział
Czas razem szybko nam zleciał i po butelce wódki i wina miałam znakomity humor. Harry zresztą też.
- Choć zatańczymy – powiedział w pewnej chwili stając z kanapy i pogłaśniając muzykę. Zaśmiałam się i wstałam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i położył ręce na tali. To że byłam pijana i ledwo trzymałam się na nogach nie pomagało w tańcu. Po chwili poczułam, że ręce Harrego ześlizgują się na mój tyłek, w moim stanie w ogóle mi to nie przeszkadzało. Harry zbliżył się jeszcze bardziej do mnie i oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy. Ja zaczęłam cicho chichotać. Nagle wbił swoje usta w moje, chcąc jeszcze bardziej zapomnieć o moim beznadziejnym życiu poddałam się temu i odwzajemniłam pocałunek. Ręce włożyłam w jego gęste loki i przyciągnęłam go jeszcze mocniej do siebie, na co zareagował uśmiechem. Jego ręce powędrowały pod moją bluzkę i gładził moje nagie plecy. Nie pozostawiając mu dłużna szybkim ruchem ściągnęłam mu bluzkę przez głowę i przyległam do jego nagiego torsu. Harry zaczął mnie ciągnąć w kierunku sypialni wciąż namiętnie całując. Po drodze zrzucił moją bluzkę. Położył mnie na łóżku i zjechał od moich ust coraz niżej całując po kolei moją szyję ramiona dotarł do brzucha i zaczął majstrować przy moim pasu od spodni.
- Jak to się odpina – mruknął na co zachichotałam, nie wiedząc czemu powieki zaczęły mi się kleić i sekundę później zasnęłam.  
*** 
No i 9 mam nadzieję, że was nie przynudzam. Przepraszam bardzo, że krótki i nie ma tego co pewnej osobie obiecałam w następnym na bank będzie. 
Co do tych niektórych komentarzy anonimowych coś mam przeczucia, że jedna osoba za bardzo chciała ten nowy rozdział (chyba wiem nawet kto) takie mam przypuszczenia jeśli się mylę to przepraszam, ale jeśli już komentujecie to raz i  napiszcie coś więcej niż te „super”. Naprawdę lubię czytać wasze opinie i napiszcie więcej niż ten jeden wyraz, chyba nie dużo wymagam a tacy leniwi chyba nie jesteście, bo jak wy nie będziecie mojej pracy komentować to nie wiem czy ma ona jakikolwiek sens.
Dla tych bardziej chętnych mam prośbę czy moglibyście polecić mój blog dalej ? Byłaby bardzo wdzięczna xD. 
Następny rozdział będzie jubileuszowy 10 więc będzie dłuży, a przynajmniej się postaram. Pojawi się za dwa trzy dni. Jeśli chcielibyście być informowani to zostawcie w komentarzu swojego Twittera lub GG. 
Katy227

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozdział 8


Przepychałam się w stronę baru i nagle spojrzałam w górę i zobaczyłam tańczącą na blacie Mikayle. Wytrzeszczyłam oczy, nie mogłam w to uwierzyć ten wieczór jest coraz gorszy.
- Mikayla złaź z tam tond ! – krzyknęłam ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi jak i sama przyjaciółka. Dookoła baru stali jacyś starzy napaleńcy domagając się aby się rozebrała. Ta za to niewiele myśląc zaczęła ściągać lewego buta przez co straciła równowagę i runęła w dół. Ludzie oczywiście zamiast ją łapać odsunęli się i zaczęli się śmiać.
- Nic ci nie jest – zapytałam podbiegając do mojej przyjaciółki
- Plastikowa biedronko !!! ty moja kochana !!! – wrzasnęła zamiast odpowiedzi w moją stronę i rzuciła mi się na szyję.
- Chodź musimy stąd iść – powiedziałam w jej stronę ciągnąc ją za rękę aby wstała
- Noga – jęknęła i zaczęła się śmiać
- Ty ćpałaś ? – zapytałam
- Ja? – powiedziała tylko i znów się zaśmiała, chwyciłam ręką za jej podbródek i popatrzyłam jej w oczy miała rozszerzone źrenice i otępiały wzrok.
- Miałaś nie ćpać – powiedziałam z wyrzutem
- Oj… ddaj.. sspokuj – bełkotała. Spojrzałam na jej nogę jej kostka była mocno opuchnięta i sina. Zaczęłam rozglądać się po Sali poszukując kogoś kto mógłby mi pomóc. Zauważyłam Liama idącego w stronę baru. Pomachałam mu aby podszedł.
- Gdzie reszta ? – zapytał podchodząc
- Harrego nie widziałam, a Louis…. Lekko się zdenerwował i wyszedł- powiedziałam łamiącym się głosem.  
- Musisz mi pomóc – powiedziałam szybko zmieniając temat
- O co chodzi ?- zapytał a ja wskazałam na wciąż siedzącą na ziemi Mikayle
-Upiła się i spadła z baru i coś zrobiła sobie z nogą – wyjaśniłam pomijając historię o narkotykach
-Masz rację – powiedział przyglądając się kostce mojej przyjaciółki – musi zobaczyć to lekarz – dodał po chwili i nie czekając na moją odpowiedź wziął ją na ręce.
- Jesteś pewien, że ją przyjmą przecież jest pijana – mówiłam idąc za nim
- Muszą ją przyjąć przecież trzeba jej pomóc zadzwoń po taxówkę – powiedział kierując się do wyjścia.
***Louis***
Wszedłem zdenerwowany z klubu. Nie wiem czemu mnie tak poniosło, ale gdy zobaczyłem Ewelinę z tym fagasem, miałem straszną ochotę iść tam i walnąć mu z pięści w twarz. Nie wiem co się ze mną działo nigdy nie zachowywałem się tak. Oczywiście chciałem wygrać zakład, ale pod tym kryło się coś więcej…
Ruszyłem nie wiedząc co z sobą zrobić chodnikiem, chciałem się uspokoić i przestać myśleć o Ewelinie, ale nie mogłem ciągle powracały do mnie jej oczy, jej uśmiech. Nie mogłem o niej zapomnieć.
Usłyszałem dzwonek mojej komórki wyciągnąłem ją z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz okazało się, że to Liam, odebrałem.
- Gdzie ty jesteś ? – spytał od razu
- eee…- rozejrzałem się nawet nie zauważyłem, że aż tak oddaliłem się od klubu – nie wiem – odpowiedziałem mu z opóźnieniem, niepewnie.
- Jestem w szpitalu – powiedział na co zamarłem   
- Gdzie ? – spytałem
- W szpitalu z Eweliną i z …
- Coś jej się stało – przerwałem z niepokojem
- Uspokój się nic jej nie jest, jestem …. – odpowiedział co przyjąłem z wielką ulgą
- To co tam robicie ? – zapytałem znów mu przerywając
- Właśnie próbuję ci powiedzieć, ale nie dajesz mi dojść do słowa – wyjaśnił lekko zdenerwowanym głosem
- To znaczy ?
- Jestem tu, bo Mikayla spadła z baru i chyba nogę sobie złamała czy coś  …
- A z Eweliną wszystko dobrze ? – znów spytałem żeby się upewnić
- No fizycznie tak, ale nie odzywa się i patrzy się w jeden punkt na ścianie…
- Przyjadę tam za 20 minut – oznajmiłem
- Nie wiem czy… - zaczął Liam ale się rozłączyłem. Zadzwoniłem po taxówkę i 25 minut później byłem na miejscu.
Podszedłem do siedzącej w poczekalni Eweliny która siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Wszystko w porządku ? – zapytałem, a ta podniosła wzrok i zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach.
- Nic nie jest porządku – wychlipała przez płacz, usiadłem obok niej i ją przytuliłem.
- Czemu płaczesz ? przecież Liam powiedział, że Mikayli nic nie jest – spytałem, wciąż ją przytulając i głaszcząc ją ręką po głowie.
- Wszystko przez zemnie – powiedziała słabo – Przyjechaliśmy tutaj i powiedziałam lekarzom, że Mikayla jest tylko pijana i ma coś z tą nogą, a…a… ona ćpała no i oni jej podali znieczulenie na tą nogę i to z tymi narkotykami się połączyło czy coś tam i ona wpadła w wstrząs anafilaktyczny i.. i.. ona teraz walczy o życie… -  powiedziała to tak szybko, że mało co zrozumiałem i jeszcze bardziej się rozpłakała, przytuliłem ją mocnej do siebie. Zobaczyłem zbliżającego się Liam z kawą w ręku, posłał mi zmartwione spojrzenie.
Czekaliśmy już od 30 minut na jakieś wieści od lekarzy. Ewelina już nie płakała położyła się na dwóch krzesłach, a głowę miała na moich kolanach, a ja bezmyślnie głaskałem jej włosy.
- Wy jesteście od Mikayli  Secred ? – zapytał jakiś lekarz wychylając się z sali
- Tak – odpowiedział natychmiast Ewelina zrywając się na równe nogi
- Pacjentka jest nieprzytomna, w stanie ciężkim, ale stabilnym na oiomie – wyjaśnił lekarz
- Czy można ją zobaczyć – spytała drżącym głosem Ewelina
- Niestety dzisiaj jest już to nie możliwe – odpowiedział lekarz – najlepszym będzie dla państwa gdy udadzą się do domu.
- Co ?! Nie ! Ja tu zostaję – powiedziała oburzona Ewelina
- Lekarz ma rację, jesteś zmęczona i ubrana jeszcze w rzeczy z imprezy, a do tego dochodzi już 4 rano – powiedziałem jej spokojnym głosem
- Ale ja … nie mogę jej tu zostawić – odparła znów wybuchając płaczem
- Louis ma rację jedź do domu przebierz się i trochę wyśpij ja tu zostanę, a jak by się obudziła to do ciebie zadzwonię – przekonywał dalej ją Liam.
- Dobrze – odparła ulegając
- Pojadę z tobą – zaproponowałem na co pokiwała głową, pozbieraliśmy się zrzuciłem moją kurtkę na ramiona Eweliny i ruszyliśmy do jej mieszkania.
Po 10 minutach byliśmy na miejscu, odprowadziłem ją pod same drzwi.
- Dziękuje – powiedziała oddając mi kurtkę
- Nie ma za co – odpowiedziałem posyłając jej smutny uśmiech
- Nie za kurtkę, za to że tam ze mną byłeś i mnie wspierałeś – wyjaśniła i mnie przytuliła. Odsunąłem ją lekko od siebie i spojrzałem w jej smutne oczy, a potem na jej usta. Zacząłem zbliżać się  powoli do jej twarzy patrząc jej w oczy.
- Louis… - jęknęła cicho i z jej oczu znów popłynęła łza. Położyłem jej dłoń na policzku i otarłem łzę kciukiem, byłem już parę centymetrów do jej twarzy spojrzałem jeszcze raz jej w oczy.
- Ja … nie mogę – powiedziała szeptem i szybko wleciała do mieszkania i zamknęła mi drzwi przed nosem. 
***
No to tyle ma dziś dziękuję wam za ponad 1000 wejść !!! Dzięki też za wszelki doping jeżeli chodzi o testy te poszły mi dobrze ( gorzej będzie jutro, bo matematyka będzie) xD.
Jakoś ostatnio nie mam weny i opornie mi idzie pisanie, więc następny rozdział będzie prawdopodobnie za tydzień chyba, że dodacie 10 KOMENTARZY wtedy postaram się dodać w czwartek lub piątek. Liczę na was :P 
Katy227

niedziela, 22 kwietnia 2012

Rozdział 7


Wreszcie dzień wolny i mogłam w końcu posiedzieć przed  telewizorem. Włączyłam odbiornik, wzięłam herbatę do ręki i rozwaliłam się na kanapie. Pstrykałam po kanałach, ale nic ciekawego nie przyciągnęło mojej uwagi, więc zostawiłam na jakimś kanale muzycznym. Za chwilę miał lecieć jakiś zespół którego w ogóle nie znałam. Pociągnęłam znudzona łyk mojej herbaty, lecz po chwili zobaczyłam Louisa i jego kolegów skaczących po ekranie. Wyplułam całą herbatę w kierunku telewizora. Patrzyłam zdumiona  w odbiornik; on ma zespół i jeszcze jest sławny, tego się nie spodziewałam. Usłyszałam dzwonek do drzwi zerwałam się z kanapy. W drzwiach zastałam uśmiechniętego Louisa.
- Co ty tu robisz ? –zapytałam wciągając go do środka i rozglądając się za sąsiadką, żeby nic nie widziała.
- Przyszedłem oddać ci twoje rzeczy – wyjaśnił
- Mogłeś zadzwonić – powiedziałam biorąc ubrania które przyniósł
- Nie dałaś mi swojego numeru
- Racja jakoś nie było okazji
- Musimy to nadrobić – powiedział i wręczył mi swój telefon, aby wpisała mu numer
- Wiesz nie mówiłeś, że śpiewasz w zespole – powiedziałam po chwili
- Nie wiedziałaś ?- odparł zdziwiony  
- Nie, właśnie zobaczyłam cię w telewizorze i aż zrosiłam podłogę herbatą
- To aż takie dziwne, że jestem taki zdolny – powiedział wypinając pierś do przodu
- Można powiedzieć, że się nie spodziewałam
- No zraniłaś moje uczucia – powiedział z obrażoną miną
- Oh… no przepraszam – powiedziałam zbliżając się do niego i kładąc rękę na jego ramieniu
- Ja miałem nadzieję na inną formę przeprosin – powiedział przytulając się do mnie.
- No ja nie jestem pewna co do tej formy – odparłam kładąc mu ręce na piersi odpychając go od siebie.
- Nie musisz się bać chodziło mi o to abyś poszła ze mną na imprezę – powiedział nadal mnie trzymając
- A puścisz mnie ?
- Tylko wtedy gdy się zgodzisz – odpowiedział z uśmiechem, westchnęłam
-  Dobrze pójdę
- A jesteś pewna że mam cię puścić ?  
- Louis … - jęknęłam wyplątując się z jego ramion – Może chłopcy mogliby do nas dołączyć ? – zapytałam
- A co ja ci już nie wystarczam – powiedział ze śmiechem
- Nie po prostu chciałabym ich bardziej poznać wydają się być sympatyczni przynajmniej Harry – wyjaśniłam i zauważyłam, że jak wspomniałam o loczku Lou lekko się skrzywił.
- Wiesz nie wiem czy Harry będzie mógł do nas dołączyć, bo ma pewien problem ….
- Jaki problem ? – spytałam ciekawa
- eee… intymny …. Ma wszy łonowe … - powiedział lekko się jąkając
- Aha – odpowiedziałam tylko czując, że się rumienię
- No … to ja ten … będę już leciał – powiedział – spotkamy się o 22 pod klubem jak chcesz możesz to możesz przyjść z Mikaylą – pożegnał się szybko i wyszedł.
- Dziwne … - mruknęłam do siebie. Spojrzałam na zegarek wskazywał 18 muszę zadzwonić po Mikayle.
 ***
Stałam właśnie przed lustrem w ślicznej palselowo-różowej sukience i cienkim beżowym paskiem w tali.
- Jak wyglądam ? – zapytałam Mikayli stojącej za mną
- Ślicznie laska – odpowiedziała ze śmiechem, moja przyjaciółka znów, ubrała się w zwiewną, zieloną sukienką, a do tego słodkie, żółte botki. Uśmiechnęłyśmy się do siebie w lustrze.
- To co idziemy – spytała moja koleżanka
- No ba – odparłam i ubrałam jeszcze po drodze do drzwi wysokie beżowe szpilki i pojechałyśmy taxówką w stronę klubu.
Po 15 minutach byłyśmy na miejscu wysiadłam z samochodu i zaczęłam się rozglądać za chłopakami. Zauważyłam ich przy wejściu, pociągnęłam od razu Mikayle w ich stronę.
- Hej – przywitałam się podchodząc bliżej
- O jesteście w końcu – odezwał się Lou – Poznajcie Ewelinę i Mikaylę – zwrócił się do chłopaków
- O Harry jednak mogłeś przyjść – zagadnęłam do loczka
- A czemu nie miałbym przyjść – spytał zdezorientowany
- No Louis wspominał, że masz pewien problem … - powiedziałam niepewnie
- Jaki problem ? – znów zapytał marszcząc brwi
- No te wszy – odpowiedziałam i popatrzyłam po reszcie którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie
- Ale ja ich nie mam ja dbam o moje loczki najbardziej na świecie – mówiąc to popatrzył na Louisa który próbował zachować powagę, choć nie za bardzo mu to wychodziło
- Nie chodziło mi o te loki – powiedziałam patrząc znacząco w dół na co wszyscy wybuchli śmiechem oprócz Harrego.
- Louis coś ty jej naopowiadał – powiedział loczek z wyrzutem
- Ja żartowałem tylko – odpowiedział nadal się śmiejąc
- Dobrze wychodźmy już do środka – zaproponowałam na co wszyscy przytaknęli.  W środku na tyłach klubu znaleźliśmy jakiś pusty stolik do którego usiedliśmy. Louis pozbierał wszystkie nasze zamówienia i poszedł razem z Niallem po drinki.
- Może zatańczysz ? – zapytał Harry gdy tylko zgubiłam Louisa z widoku
- Chętnie – odpowiedziałam z uśmiechem i ruszyliśmy na parkiet. Poszukaliśmy dla siebie miejsce i zaczęliśmy tańczyć, Harry co prawda świetnie się poruszał ale jak dla mnie za mocno się do mnie kleił. Po chwili poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu w taili. Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Louisa. Harry jednak nie dał się tak łatwo spławić i tańczyliśmy razem we trójkę. Wyglądało to trochę zabawnie, bo każdy chciał zdobyć moją uwagę. Zmęczona po paru piosenkach oznajmiłam, że wracam do swojego stolika, chłopcy grzecznie też ruszyli za mną.
- Gdzie reszta ? – zapytałam dosiadając się tylko do Nialla i Liama
- Mikayla kazała ci przekazać, że przyszła jej siostra no i z nią poszła do baru, a Zayn tańczy z jakimś rudzielcem – wyjaśnił Liam
Ledwo usiadłam z jednej strony obok mnie przysiadł się Harry, a z drugiej Louis. Wzięłam do ręki już kolejnego drinka i pogrążając się w rozmowie z chłopcami.
- Cześć Ewelina – odezwał się ktoś spojrzałam w górę i zobaczyłam, że to Mike, kolega Mikayli z którym ostatnio tańczyłam.
- Cześć – przywitałam się z uśmiechem
- Może chciałabyś zatańczyć ? – zapytał niepewnie
- Nie widzisz że ona jest … - zaczął Louis gniewnym tonem
- Jasne – przerwałam chłopakowi obok i zmroziłam go wzrokiem.
Przetańczyłam z Mikem jedną piosenkę, a on zaproponował abyśmy poszli się przewietrzyć. Wyszliśmy na balkon który należał do klubu.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz – zagadnął nie pewnie mój towarzysz
- Dziękuje za komplement – odpowiedziałam
- Ten laluś z kim siedziałaś to twój chłopak ? – zapytał
- Louis ? nie to tylko przyjaciel – wyjaśniłam i zauważyłam, że chłopak od razu się rozchmurzył
- Wiesz Ewelina … - zaczął Mike zbliżając się powoli do mnie – Wtedy w klubie nie zdążyłem cię zapytać ani o numer, bo tak szybko wyszłaś…
- Możemy to zawsze nadrobić – powiedziałam zaczynając wyciągać już telefon z torebki, ale Mike powstrzymał mnie dłonią
- Nie teraz – powiedział coraz bardzie się denerwując – Ja po prostu… - nie skończył tylko gwałtownie pochylił się nad de mną i mnie pocałował. Zaskoczona stałam tam jak kłoda nie widząc jak zareagować. Odsunął się od de mnie po chwili, wciąż trzymając rękę na moim policzku i spojrzał mi w oczy. Speszona próbowałam uciec wzrokiem i zauważyłam Louisa stojącego w drzwiach z smutną miną. Nie wiedzieć czemu chciałam teraz do niego podbiec i go przeprosić …
Chłopak nagle walnął pięścią w ścianę i odszedł energicznym krokiem. Wyplątałam się z objęć z Mike
- Ja… muszę iść … - wyjąkałam szybko i pobiegłam w stronę w którą oddalił się chłopak. Nagle poczułam, że ktoś mnie mocno popycha i poleciałam na ścianę. Zdezorientowana rozejrzałam się i spotkałam wściekłą minę Rebeccki, siostry Mikayli.
- Odpieprz się od Mike zdziro ! – wrzasnęła
- Ale ja…
- On jest mój ! – znów krzyknęła nie dając mi dojść do słowa i odeszła dumnie w swoją stronę. Pozbierałam się z podłogi na której siedziałam i zaczęłam się rozglądać za Louisem, lecz niestety nigdzie go nie widziałam. Postanowiłam pójść do baru i czegoś się napić na ukojenie nerwów. Przepychałam się w jego stronę i nagle zobaczyłam …. 
*** 
Tak wiem, przepraszam was wszystkich, bo rozdział miał być w piątek, a jest dopiero dziś. Jest za to dłuższy i mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Dziękuje wszystkim co komentują, bo naprawdę gdy widzę te komentarze to mam banana na twarzy. I tak co do tych komentarzy (a szczególnie jednego) nie biorę żadnych leków choć może powinnam, bo sama nie jestem pewna czy z moją psychiką wszystko w porządku xD. 
Kiedy będzie następny rozdział ? Szczerze wam powiem, że sam nie wiem, bo jak pewnie wiecie w tym tygodniu są testy no i wypadało by się po uczyć, ale ja wyznaję taką zasadę, że jak przez 3 lata się nic nie nauczyłam to w godzinę się też nie nauczę. Więc całkiem możliwe że rozdział pojawi się we wtorek :P. Ale trzymajcie za mnie kciuki bo jak źle mi pójdzie to będę miała depresję to nie wiem czy coś napisze.
PS. Zapraszam wszystkich na sondę jeśli jesteście zbyt leniwi żeby komentować no i przepraszam za wszystkie błędy xD. 
Katy227

środa, 18 kwietnia 2012

Rozdział 6


„ Spokojnie tylko spokojnie, dasz radę” – powtarzałam sobie w myślach. Właśnie jechałam moim kochanym samochodem i zbliżałam się do skrzyżowania. Nie jestem dobrym kierowcą co przysparza mi i innym trochę stresu na drodze.
 Zbliżałam się powoli do rozwidlenia drogi, zatrzymałam się, zmieniłam bieg na jedynkę i czekałam cierpliwie aż będę mogła jechać dalej. Po chwili postanowiłam ruszyć, wcisnęłam gaz i zaczęłam się powoli toczyć, ale samochodem zatrzęsło i silnik zgasł.
- Cholera – mruknęłam
 Za sobą usłyszałam dźwięk klaksonu zniecierpliwionego kierowcy. By okazał trochę zrozumienia dopiero nie dawno zdobyłam prawo jazdy, przecież on też musiał być kiedyś młodym kierowcą. Ruszyłam w końcu z oporem i pojechałam w stronę uczelni. Spojrzałam na zegarek byłam już spóźniona – Cudownie – westchnęłam.
Dodałam gazu i ruszyłam drogą. Spojrzałam w lusterko
- No kurdę tusz mi się rozmazał – mruknęłam do siebie, przeniosłam wzrok powrotem na jezdnię.
- Kiciuś !!! – pisnęłam hamując gwałtownie widząc kota na ulicy. Ledwo zdążyłam zahamować ktoś wjechał  mocno w tył mojego samochodu, aż walnęłam głową w kierownicę
- Ała … - jęknęłam
 Wyszłam trzymając się za bolące czoło z auta lekko się zataczając. Z busa w który we mnie uderzył wyszedł chłopak, brunet, ciemniej karnacji, z brązowymi oczami i spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem.
- Kto ci dał prawo jazdy ?! – wrzasnął
- Tyś mi wjechał do dupy ! – odkrzyknęłam oburzona
- Ty się zatrzymujesz na środku drogi !
- Ratowałam kota !
- Kota ?! – z busa wyskoczył chłopak z uroczymi loczkami
- Tak – odpowiedziałam – siedział na drodze – wyjaśniłam
- Przejechałaś go ? – spytał patrząc z zaciekawieniem pod auto.
- Nie – westchnęłam załamując ręce – pobiegł tam – powiedziałam wskazując ręką na prawo.
- Pussy ! – wrzasnął – Gdzie jesteś ?! – krzyczał loczek kierując się w stronę którą wskazałam.
Spojrzałam za zdziwieniem na oddalającego się chłopaka z uniesionymi brwiami.
- Lubi koty – wyjaśnił ktoś za mną, obróciłam się i zobaczyłam Louisa.
- No nareszcie ktoś normalny, a nie wrzeszczący jełop czy …
- Jełop ? – przerwał mi mulat – Może masz jeszcze to mówiąc mnie na myśli !
- A widzisz tu jeszcze kogoś innego ?
- Myślałem, że mówisz może o sobie – powiedział z zadziorną miną
- Oj ja bym tego nie robił – mruknął Louis oglądając z zaciekawieniem naszą wymianą zdań.
- Lepiej zobacz się w lusterku, bo coś co włosy oklapły – powiedziałam z sarkazmem do mulata. Który otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale je po chwili zamknął.
- Nokaut !!! – wrzasnął Lou ze śmiechem
- Liam gdzie moje lusterko ! – krzyczał wściekle mulat idąc w stronę busa.
- Moja krew – powiedział dumny Louis i przybił mi piątkę.
- Z kim ty się zadajesz ? – zapytałam – Czy to nie są ci którzy wrzucili cię do tego śmietnika ?
- Zgadza się – powiedział uśmiechając się
- Nie rozumiem z czego się cieszysz ? – odparłam
- Nigdzie jej nie ma – powiedział loczek zbliżając się do nas
- Kogo ? – zapytał Lou
- Jak to kogo ? Kota – odpowiedział, a Louis przewrócił oczami
- Poznaj kogoś – powiedział mój kolega zwracając się do loczka – To Ewelina
- Harry – przedstawił się chłopak podając rękę i słodko się uśmiechając
- Ten wrzeszczący jełop jak to ujęłaś to Zayn – wyjaśnił Lou
Z busa właśnie wyskoczył następny chłopak, już się zaczęłam zastanawiać ilu jeszcze ich tam jest.
- A to Liam – powiedział wskazując ciemnego blondyna
- Dużo was tam jest jeszcze ? - zapytałam
- Jeszcze tylko Niall
- Musimy zadzwonić po pomoc drogową – oznajmił Liam
- To, to zrób – dodał Harry
- Która godzina ? – zapytałam Louisa
- Dochodzi 11 – odpowiedział
- Cholera spóźnię się – mruknęłam  -    Może moglibyście mi pomóc ? – zapytałam
- Jasne – odpowiedział Harry
- Powiedz tylko jak – dodał Lou
- Czekajcie chwile – powiedział i ruszyłam w stronę auta. Wsiadłam do niego i odjechałam metr od busa który stał wbity w tył mojego samochodu. Oczywiście jak odjechałam to mój błotnik odpadł. Wysiadłam z auta i oceniłam straty. Nie było tak źle, co prawda błotnik leżał na drodze cały wykrzywiony i nie miałam prawego świtała to reszta była mniej więcej cała. Otworzyłam bagażnik i zawołałam chłopców
- O co chodzi ? – zapytał Louis
- Weście ten rozwalony błotnik i wrzucie mi go do bagażnika – wyjaśniłam a oni spoglądali na siebie zdezorientowani.
- Ale po co ? – zapytał Harry
- No śpieszy mi się na wykłady, a przecież nie zostawię tu tak sobie leżącego tego złomu – wyjaśniłam – To pomożecie mi czy sama mam to zrobić ?
- Ok – zgodzili się razem
***Zayn ***
- A ona gdzie jedzie ? – zapytałem chłopaków spoglądając na tył samochodu dziewczyny.
- Spieszyła się – odpowiedział mi Louis
- Przecież pomoc drogowa miała przyjechać – odparłem zdziwiony
- Spakowała błotnik do bagażnika i odjechała – powiedział ze śmiechem Harry.
Chłopcy wpakowali się powrotem do busa, a ja postanowiłem poczekać na zewnątrz. Nie miałem zbytnio humoru ostatnio, bo po prostu jestem już zmęczony tymi ciągłymi wywiadami, koncertami i wyjazdami chciałbym trochę oderwać się od rzeczywistości poznać kogoś nowego … Z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa
- No shs’s mine ! – krzyknął wychodząc z samochodu
- Po prostu przyznaj się, że boisz się przegrać – powiedział mu Harry idąc za nim
- Ha! Może z tobą – odpowiedział z drwiną Lou
- No to zakład – oznajmił Harry wyciągając rękę w stronę bruneta
- Dobra, ale jak wygram to nie płacz – powiedział uciskając jego rękę
- Zayn przetnij – zawołał Harry . 
***
Jak myślicie o co założyli się Harry i Louis ?
Rozdział z specjalną dedykacją dla Corneli - specjalnie dla ciebie Zayn ma prawo jazdy xD. 
Bardzo wam też dziękuje za wszystkie wejścia które stale rosną. Druga sprawa do tak, że komentarze wcale nie rosną dlatego jeśli ktoś przeczyta to bardzo bym prosiła o komentarz to wcale tak długo nie trwa, żeby parę słów waszej opinii napisać. Trzecia sprawa to, to że teraz tam wyżej po prawej stronie możecie dodać się jako obserwatorzy mojej strony do czego zachęcam. 
Następny rozdział za dwa dni, chyba że zobaczę więcej komentarzy xD.  
Katy227

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 5


- Mikayla choć ze mną – powiedziałam wstając od stołu
- A ja ? – spytał Lou
- Ty zaczekaj lepiej, bo się rozmyślisz i mi nie pomożesz – odpowiedziałam
- Już się boję – odpowiedział, a ja się zaśmiałam
Wpadłam jak burza do mojego pokoju poszukując potrzebnych mi rzeczy do mojego pomysłu, po chwili dotarła i Mikayla
- Ale ty tu masz syf – skomentowała wchodząc do pokoju. Miała co prawda rację nie zdążyłam jeszcze posprzątać po tym jak przygotowywałam się na imprezę. Wszędzie leżały ubrania ( prawie cała moja garderoba), kosmetyki były porozwalane na mojej toaletce i łóżko jeszcze które nie zdążyłam pościelić.
- Wiem, dzięki za szczerość – odpowiedziałam tylko i podbiegłam do mojej szafy i zaczęłam wyrzucać z niej resztę rzeczy.
- Ehm … mogłaś by mnie oświecić jaki masz pomysł ? – zapytała Mikayla
- Za chwilę – odpowiedziałam- Potrzymaj – powiedziałam i rzuciłam w nią ubraniami
- Chcesz zawalić tymi ubraniami sąsiadkę czy co ?
- Nie – odpowiedziałam krótko  
Wzięłam jeszcze parę kosmetyków do ręki kapelusz i perukę, potem ruszyłyśmy razem z Mikaylą do salonu.
- Louis choć tutaj – zawołałam go gdy właśnie jak gdyby nigdy nic oglądał sobie telewizję leżąc na kanapie w samych bokserkach.
Podniósł głowę i spojrzał na nas i uniósł jedną brew ze zdziwieniem.
- Po co to wszystko ? – zapytał spoglądając na Mikayle która właśnie niosła wielką kupe ubrań przez którą nic nie wiedziała.
- No właśnie możesz nas oświecić w końcu ? – zapytała przyjaciółka
- Louis zostaniesz moją babcią – powiedziałam chłopakowi poważnie patrząc mu w oczy, na to on wybuchnął śmiechem i zleciał z kanapy. A gdy już skończył podniósł się z ziemi nadal chichocząc i spytał :
- A tak na serio ?
- Ale ja mówiłam serio – odpowiedziałam na co chłopak spoważniał i tym razem to Mikayla zaczęła się śmiać.
- Jeśli dobrze rozumiem – powiedział moja przyjaciółka między śmiechem – Ty chcesz go przebrać za swoją babcie tak ?
- No tak – odpowiedziałam, na co znów się zaśmiała
- Życzę powodzenia chłopie – powiedziała do Louisa klepiąc go w ramię.
- Myślałem, że wymyślisz aby wyszedł przez okno podał się za twojego brata, ale za babcie ? – Lou pokiwał głową z niedowierzaniem
- Ja chcesz wyjść przez okno to proszę bardzo, ale to trzecie piętro. Jakbyś został moim bratem to wątpię żeby sąsiadka w to uwierzyła, a poza tym co byś chciał się ubrać twoje ubrania brudne i podarte a ja nie mam męskich rzeczy - odpowiedziałam
- No masz rację … ale babcia ? 
- Ktoś ma jakiś inny pomysł ? – spytałam spoglądając na Louisa i Mikayle.
- Nie ? No właśnie … to bierzemy się do roboty – skomentowałam i pociągnęłam Lou za rękę. Usadziłam go na krześle po środku pokoju.
- To może zaczniemy od makijażu ? – zapytałam kierując te pytanie do Mikayli.
- Co jakiego makijażu na nic takiego się nie pisałem – powiedział już wstając z krzesła ale znów siłą je na nie popchnęłam.
- No ale musisz wyglądać realistycznie – stwierdziłam na co on pokręcił głową, więc spróbowałam z innej strony. Usiadłam na jego kolanach, a rękami oplotłam jego szyję.
- Louis jesteś bardzo przystojnym mężczyzną – zamruczałam mu do ucha
- No zgadza się – odparł z uśmiechem
- A do tego odważny pewnie prawda ? – znów powiedziałam seksownym głosem
- No pewnie – odpowiedział dumnie wypinając pierś
- I niczego się nie boisz tak ?
- No tak – znów odpowiedział pewnie obejmując mnie ramionami w tali.
- No Mikayla bierzemy się do roboty ! – krzyknęłam szybko, uciekając szybko z objęć bruneta.
- Ale.. – zaczął z przerażeniem chłopak
- Żadnych ale – klasnęłam w ręce – Zaczynamy
Zrobiłyśmy Lou mały makijaż, aby bardziej przypominał kobietę. Na głowę założyłyśmy mu platynową perukę. Kazałyśmy mu założyć rajstopy, bo nie chciał się poddać za żadne skarby depilacji, gdy chciał już wybiec z mieszkania ustąpiłyśmy. Później zaczął się mały problem bo wszystkie moje ubrania były dla chłopaka za ciasne. Znalazłam więc w mojej szafie spódnicę do kolan na gumce, w którą się zmieścił. Na górę ubrał koszulę w kratę która wyglądała jakby miała się za chwilę rozerwać. Dla podsumowania efektu z szafy wyciągnęłam płaszcz z futra, a na głowę założyłam mu jeszcze ogromny różowy kapelusz aby jego twarz nie była zbyt widoczna.
- No chyba gotowe – podsumowałam i wymieniłam wzrok razem z koleżanką i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jeszcze to – powiedziałam wręczając Louisowi ciemne okulary które zakrywały pół jego twarzy.
- I co jestem przystojną kobietą – powiedział piskliwym głosem na co znów się zaśmiałyśmy.
- Jeśli to wypali to naprawdę będzie cud – powiedziała między śmiechem Mikayla.
- To ty lepiej sprawdź czy teren jest czysty lepiej gdyby sąsiadki nie spotkali – odparłam
- Ok – odpowiedziała przyjaciółka i poszła na klatkę zobaczyć czy ktoś się tam nie kręci.
- Czysto – skomentowała po chwili
- Dobra idziemy – powiedziałam biorą Louisa pod ramię.
Wyszliśmy z mieszkania powoli.
- Mikayla jesteś pewna, że jej nie ma ? – tak odpowiedziała poganiając nas ręką. Właśnie zamykałam drzwi kiedy usłyszałam że ktoś wchodzi po schodach.
- Ups – mruknęła moja przyjaciółka
- O no proszę moja kochana sąsiadka – odezwała się staruszka z sztucznym uśmiechem, która właśnie skończyła wchodzić po schodach.
- Dzień doby pani – odpowiedziałam, a Mikayli posłałam mordercze spojrzenie
- A to kto ? - powiedziała wskazując na Louisa
- Nazywam się Loui … - walnęłam się otwartą dłonią w czoło – Louisinda Korekinson – wybrnął chłopak niepewnie – Jestem babcią … - tutaj się zaciął a ja przypomniałam sobie, że w ogóle mu się nie przedstawiałam
- Eweliny – szepnęłam szybko w jego stronę
- Babcią Emily  - przekręcił oczywiście imię, a sąsiadka zmarszczyła brwi.
- Ona się nazywa Ewelina- powiedział uważnie nam się przyglądając
- Eee … no tak – przyszła z pomocą Mikayla – ale babcia Eweliny ma alzheimera …
- No właśnie i myli mnie często – dodałam
- Właśnie widzę - powiedziała nam się znów uważnie przyglądając
- A co pani tu robi ? – spytała kierując pytanie do Louisa
- Przyszła zobaczyć moje nowe mieszkanie – wyjaśniłam szybko zanim Lou znowu coś powiedział niezbyt logicznego.
- Tak ? – tym razem zwróciła się do mnie – nie widziałam żeby dzisiaj rano wchodziła
- No.. bo… przyszła wczoraj wieczorem – odpowiedziałam coraz bardziej się denerwując
- Wieczorem powiadasz – odparła staruszka świdrując mnie wzrokiem
- No tak – odpowiedziałam
- To wczoraj pewnie tak poprzebierane jechałyście po babcie
- eee… tak.. – zaczęłam się jąkać
- Wczoraj w klubie seniora była mała zabawa dla staruszków – dodała ratując mnie Mikayla
- A te dziatki na wasz widok miały dostać zawału tak ? – powiedziała spoglądając to na mnie to na moją koleżankę
- Orzeszek gdzie on jest ? – powiedział nagle udawanym kobiecym głosem Louis, spojrzałam na niego ze zdziwieniem
- Dziewczynki musimy już iść musimy znaleźć orzeszka – znów powiedział Lou kierując się ku schodom, Mikayla patrzyła na niego zdezorientowana. A ja przechwyciłam jego pomysł.
- Orzeszek to pies babci – wyjaśniłam
- Jest tu pies – powiedziała oburzona sąsiadka
- Nie – zaprzeczyłam – orzeszek już dawno nie żyje, a babcia nie wzięła leków i choroba się nawraca …
- Emily co ty mówisz orzeszek żyje i choć idziemy go poszukać – znów chłopak zawołał ciągnąc mnie za ręke.
- Do widzenia pani – rzuciłam tylko przez ramię i poszliśmy schodami w dół. W końcu odetchnęłam z ulgą udało się.  
*** 
Oto 5 rozdział mały jubileusz, mam nadzieję że nie ostatni. Przepraszam was bardzo że dopiero dzisiaj i tak późno, ale cały weekend nie miałam nawet czasu żeby coś napisać bo ciągle próby do bierzmowania itp. Chciałam też bardzo podziękować Jen. która poleciła mnie na swoim blogu, bardzo ci dziękuje kochana. Następna sprawa to, to że nie wiem kiedy będzie następny rozdział bo mam mały kryzys twórczy i nie wiem co dalej, ale mam nadzieję że do wtorku coś wymyśle. Gdybyście mieli jakieś pytania to oczywiście możecie je kierować na mojego tt i gg 10678065. Tutaj też pozdrawiam Natalcia :*:* która mnie wspiera dzięki. Proszę bardzo jeżeli ktokolwiek przeczyta ten rozdział NIECH ZOSTAWI KOMENTARZ, wtedy może szybciej będę miała ochotę napisać kolejny rozdział.Dzięki też za wszystkie wejścia które stale rosną jesteście wspaniali xD. 
Katy227