niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 16 - Na zawsze



Przeciągnęłam się z jękiem starając zmusić się do wstania z ciepłego łóżka. Byłam teraz w swoim starym pokoju, który tak dobrze znałam przed wyjazdem do Londynu, w którym przeżyłam tyle pięknych, ale i bolesnych chwil. Złamane serce znowu dało o sobie znać gdy wspomniałam o Londynie. Wczoraj nie było łatwo wrócić, ale mama jak zawsze przygarnęła mnie pod swoje ciepłe ramiona otaczając swoją miłością, której teraz tak bardzo mi brakuje…
- Mama śniadanie! – zawołał radośnie Tom wchodząc do mojego pokoju, uśmiechnęłam się gdy za nim pociągnął się zapach świeżo parzonej kawy.
- No to idziemy, szybko kto pierwszy! – zawołałam i od razu usłyszałam szybkie kroczki, za którymi podążyłam śmiejąc się.
- Pierwszy! – zawołał chłopczyk, a ja zwykłym krokiem dołączyłam do niego.
- Gratuluję – odpowiedziałam całując go w czółko. 
- Ewelina mogłaś się ubrać, albo przynajmniej kapcie założyć – mruknęła z niezadowoleniem mama, widząc jak stoję na boso w pidżamie.
- Jeszcze się nie rozpakowałam, a po za tym nie jest tak zimno – mówiłam siadając obok taty, a Tom od razu wpakował się na moje kolana.
- Thomas musi wziąć tabletki przed jedzeniem – odezwałam się do mamy gdy postawiła przede mną kubek z kawą.
- No to mu je daj – burknął ojciec z nad gazety ponuro.
- Ja nie widzę może być troszkę trudno – warknęłam w jego stronę, a w kuchni nastała niezręczna cisza.
- Nie to miałem… -zaczął przepraszająco, ale mu przerwałam.
- Ja myślałam, że chociaż wy to będzie mogli zaakceptować gdy tu wrócę, ale jak wyraźniej się myliłam.
- Nie kłóćmy się przy Thomasie – odezwała się moja rodzicielka, sprawiając że wszyscy spojrzeliśmy na mojego synka, który patrzył z wielkimi oczami na nas nie odzywając się. Wiedziałam że chłopczyk, nie rozumiał większości słów, bo rozmawialiśmy po polsku, a on do tego języka dopiero się przyzwyczajał, jednak i tak wyglądał na przestraszonego. Przytuliłam go do swojej piersi znowu całując w główkę.
- Gdzie są te leki? – zapytała mama.
- W walizce na wierzchu – poinformowałam, a ta poszła na górę, aby po chwili wrócić.
- W jakich dawkach? – zapytała mama wyciągając z torebki leki.
- Nie wiem – jęknęłam bezradnie, chowając twarz w dłoniach.
- Jak to nie wiesz? – zdziwiona usiadła obok mnie.
- No myślałam, że ty będziesz wiedziała – odpowiedziałam zakłopotana.
- Ewelina ja jestem tylko pielęgniarką, a te leki są po angielsku nie mogę dać ich na oko – wyjaśniła spokojnym głosem oglądając pudełka.
- To kto je dawał mu wcześniej? – odezwał się w końcu tata – Przecież ktoś musiał.
- Louis – mruknęłam po cichu.
- Kto? – zapytał ojciec, a ja głośno westchnęłam.
- Tom idź się pobawić do pokoju – powiedziałam mu cicho na uszko a ten pobiegł grzecznie – Louis to biologiczny ojciec Thomasa – wydusiłam w końcu z siebie. Wcześniej nie mówiłam nic na temat tego kto począł Toma. Rodzice oczywiście drążyli cały czas, ale ja byłam nie ugięta.
- To on ci to zrobił? – zapytał napiętym głosem tata.
- Co zrobił? – zapytałam nie wiedząc do czego zmierza.
- No zrzucił cię z tych schodów – wyjaśnił
- Nie, tato proszę cię – zaprzeczyłam od razu – Mówiłam ci wczoraj, że to był wypadek.
- No to zadzwoń do niego i zapytaj się o te leki – wiedziałam, że w tej chwili mnie podpuszcza, był policjantem z zawodu, chociaż na emeryturze to ciągle coś z pracy mu zostało.
- Nie mogę do niego zadzwonić – warknęłam zła o to przesłuchanie.
- Czyli jednak bił cię tak, dlatego uciekłaś? A może znowu jesteś w ciąży?
- Tato! – jęknęłam – Louis mnie nie bił i nie zepchnął mnie ze schodów i nie jestem w ciąży!– podniosłam głos zdenerwowana.
- Ewelina spokojnie, my chcemy się tylko dowiedzieć, co się dzieje – wyjaśniła mama głaszcząc mnie po plecach.
- Wiem – westchnęłam próbując zebrać w sobie – Ale zrozumcie i mnie…
- Dobrze nie drążmy już tematu, pojedziemy popołudniu z Tomem do lekarza i dowiemy się co powinien przyjmować – na jej słowa odetchnęłam z ulgą, lecz tata wstał od stołu mrucząc pod nosem niezadowolony, że nic się nie dowiedział.

- Thomas nie wierć się tak – upomniałam synka próbując ubrać mu buty.
- Ale ja nie chce iść – mruknął smutny, a ja westchnęłam głośno.
- Tom musimy iść do lekarza, żeby powiedział jakie leki masz brać – wytłumaczyłam mu spokojnie starając się go przekonać.
- To ja zjem wszystkie – odpowiedział a ja się zaśmiałam.
- Nie możesz zjeść wszystkich – odpowiedziałam kończąc zawiązywać mu buciki.
- Czemu? – zapytał, a w odpowiedzi przeszkodził mi dzwonek do drzwi.
- Tato otwórz! – zawołałam głośno – Bo to mogłoby ci zaszkodzić – zwróciłam się do synka.
- Pić – odezwał się Tom, więc podeszłam po szklankę i jakiś sok, który stał na wierzchu. Na początku trudno mi było opanować takie proste czynności, ale wszystko jest to wyćwiczenia. Włożyłam palec do wewnątrz szklanki opierając go o ściankę i gdy poczułam, że ciecz  dotyka jego czubka wyjęłam go i podałam, chłopcowi napój.
- Ewelina, ktoś przyszedł – odezwał się lekko zdenerwowany ojciec wchodząc do kuchni.
- No tyle słyszałam, kto to? – zapytałam opierając się o blat.
- Nie wiem, jakiś dresiarz z podbitym okiem i pozdzieranymi kostkami – odpowiedział opisując naszego gościa.
- Ale mówił coś? – zapytałam uśmiechając się z powodu zachowania taty.
- No tak, ale nie po naszemu – wyjaśnił, a mi zszedł uśmiech z twarzy.
- Co on chciał? – mówiłam starając ukryć swoją reakcję.
- No mówię ci, że nie wiem, idź tam albo nie zadzwonię po policję – rzucił kierując się do telefonu.
- Nie czekaj! – zawołałam zdenerwowana – Pójdę tam – mruknęłam kierując się powoli do drzwi.
- To ja idę z tobą, ja tam nie ufam takim ludziom – mówił depcząc mi po piętach – Matka stój przy telefonie i jak co dzwoń po policję – zawołał gdy zobaczył ją schodzącą po schodach.
- Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona ale je nie miałam czasu na wyjaśnienia po prostu pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
- Ewelina… - usłyszałam cichy szept chłopaka i jego ciepłe ramiona, które zamknęły mnie w niedźwiedzim uścisku. Moje serce zabiło szybciej gdy jego zapach otulił mnie, miałam wielką ochotę nie opuszczać tych ramion do końca życia.
- To ty go znasz? – zdziwiony zapytał tata, niszcząc chwilę w której trwaliśmy. Zmieszana nieco odepchnęłam od siebie bruneta.
- Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś? – zapytałam puszczając mimo uszu pytanie ojca.
- Zdjęcie ze szpitala gdzie jesteś z Tomem z tyłu był adres – wytłumaczył, a ja miałam ochotę walnąć się w głowę, że o tym nie pomyślałam. W szpitalu po narodzinach jedna z pielęgniarek zrobiła mi zdjęcie, które później mi wysłała zapisując adres na odwrocie.
- O czym oni mówią? – zapytał konspiracyjnym szeptem mojej mamy tata gdzieś za nami.
- Możecie nas zostawić? – zapytałam lekko zirytowana przechodząc na polski.
- My tutaj jesteśmy tylko i wyłącznie dla ciebie- zapewnił mnie ojciec, a ja przewróciłam oczami.
- Po co przyjechałeś? – zwróciłam się oschle do Louisa. Chłopak niepewnie spojrzał za mnie na moich rodziców.
- Uciekłaś.. – zaczął łamiącym się głosem – Zabrałaś Toma i moje serce… zrozum ja nie umiem żyć bez ciebie, potrzebuję cię… A po za tym znalazłem rozwiązanie, wiem że wcześniej znikałem i nic nie mówiłem, ale szukałem jakiegoś sposobu, jakiegoś lekarza czy czegokolwiek, abyś mogła odzyskać wzrok… - mówił próbując jakoś złożyć poprawnie zdanie.
- Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałam mając łzy w oczach.
- Nie chciałem, ci robić fałszywej nadziei. Teraz jednak jestem pewien, że taka operacja jest i może się udać, że znowu możesz być szczęśliwa – mówił z taki przejęciem, że z każdym jego słowem serce rosło mi w piersi. On się tak dla mnie poświęcał, a ja myślałam że znikał wtedy, bo miał mnie dość…
- Louis ja… - zaczęłam przełykając gulę w gardle która mi się pojawiła, ale przerwał mi ojciec, wkraczając między nas.
- Czyli to ten co cię pobił tak?! – podniósł głos.
- Mówiłam ci, że nikt mnie nie pobił! – zirytowałam się
- O co chodzi? – tym razem zapytał Lou, nie rozumiejąc nic z zachowania ojca. 
- Twierdzi, że mnie pobiłeś – mruknęłam załamana już.
- Proszę pana, ja w życiu bym nie podniósł ręki na pańską córę, ja ją kocham – zwrócił się po angielsku do mojego taty.
- On cię nie rozumie… czekaj co ty powiedziałeś? – zapytałam zdziwiona słysząc końcówkę zdania.
- Ja wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale tak kocham cię – mówił i klęknął przede mną chwytając moją dłoń – Ewelino Evans, wiem że nie jestem idealny i życie ze mną to nie zawsze będzie bajka, bo sam jestem jak dziecko, ale kocham naszego syna i kocham ciebie z całego serca. Chciałbym przy twoim boku się zestarzeć i czynić cię codziennie najszczęśliwszą kobietą na świecie, patrzeć z tobą jak nasze dzieci dorastają, być z tobą w tych radosnych chwilach ale i tych pełnych bólu już na zawsze. – mówił z trudem dobierając słowa przez zdenerwowanie, wyciągnął z kieszeni małe pudełko i włożył mi je w dłoń aby mogłam „zobaczyć” co to- Uczynisz mnie więc tym szczęśliwcem i wyjdziesz za mnie? – moje ciało po jego słowach odmówiło mi posłuszeństwa, zrobiło mi się gorąco, zbyt gorąco, serce biło mi jak młot. Po policzku spłynęła mi jedna łza, widziałam, że brunet wpatruje się we mnie wyczekująco, ale ja nie potrafiłam wdusić z siebie nawet jednego słowa. Moje uczucia do niego zawsze były takie same kochałam go i nic nie mogło tego zmienić, nawet to jak kiedyś cierpiałam po naszym rozstaniu, jak założył się o mnie z Harrym, mimo że był z Eleanor, te uczucie nadal we mnie trwało i było nie rozerwalne…
- Tak – wyjąkałam w końcu całkowicie się rozklejając gdy poczułam jak zimny pierścionek ląduje na moim palcu idealnie pasując.
- Kocham cię – wyszeptał chłopak i złączył moje wargi ze swoimi, a w moim brzuchu pojawiło się znikąd stado motyli, które łaskotały mnie przenosząc przyjemne dreszcze po całym moim ciele. Jego cudowne wargi napary na moje, otwierając je wpuściłam jego język do środka, który delikatnie zaczął łaskotać mój.
- Rozumiesz coś z tego? – odezwał się gdzieś za nami mój ojciec do mamy.
- Tylko tyle, że masz zięcia – odpowiedziała, a ja odsunęłam się od chłopaka uśmiechając się szeroko.
- Louis – pisnął Tom wychodząc z kuchni biegnąc do nas z otwartymi ramionami.
- Hej mały – przywitał się brunet biorąc go na ręce.
- Zostaniesz z nami? – zapytał chłopczyk.
- Tak, już na zawsze – odpowiedział całując mnie czule w usta. W końcu poczułam się na miejscu z nadzieją na lepsze jutro i całe życie...

Dwa tygodnie później
Dziś dzień długo oczekiwany, niestety nie tak różowy jakbym chciała. Zawiązałam moją szpitalną koszulę i weszłam z powrotem do sali, gdzie czekała na mnie pielęgniarka.
- Możemy już iść? – zapytała, a ja przygryzłam dolną wargę.
- Zaczekajmy jeszcze chwilkę na mojego narzeczonego zaraz powinien być… - poprosiłam wsłuchując się w burzą szalejącą za oknem.
- Dobrze, ale jeśli nie pojawi się za 15 minut, będziemy musieli zacząć operację bez niego – oznajmiła i wyszła.
Może coś mu się stało? Natrętne pytanie chodziło mi po głowie. Warunki na podróż nie były najlepsze, ale ten tam na górze nie mógł być, aż tak wredny. A co jeśli tak?
- Myśl pozytywnie – odetchnęłam głęboko starając się uspokoić, przede mną operacja w dodatku trudna z zagrożeniem życia, a ja nie mogę nawet porozmawiać z Louisem. Całe szczęście Tom został u moich rodziców, nie chciałam aby widział mnie w takim stanie…
Gdzie on jest? Zapytałam sama siebie obejmując ramionami nogi. I po co mi ten cały stres? Mogłam teraz spokojnie siedzieć w fotelu i planować ślub, ale prawda była taka, że pragnęłam zobaczyć to jak idę w białej sukni do ołtarza, a tam stoi Louis w pięknym garniturze z swoim zjawiskowym uśmiechem… Czemu zawsze pragniemy to co jest dla nas najtrudniej osiągalne?
Drzwi nagle otworzyły się z hukiem.
- Ewelina – wysapał mój narzeczony podchodząc do mojego łóżka i przytulając mnie, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jesteś mokry – stwierdziłam dotykając jego włosów.
- Biegłem… - mówił ciężko nabierając oddech – Korek był, ale musiałem zdążyć więc wyszedłem z auta i przybiegłem – wytłumaczył odsuwając się ode mnie, żeby mnie nie zmoczyć.
- Głuptasie, biegłeś w burzy… - zaśmiałam się, ale ciepło na sercu mi się zrobiło, że tak bardzo mu zależało.
- Ewelina przeze mnie tu jesteś i przeze mnie możesz umrzeć – mówił, ale załamał mu się głos przez łzy.
- Nie mów tak, jestem tu, bo chcę widzieć i jeśli coś mi się stanie nie masz się pod żadnym pozorem za to obwiniać słyszysz? – zapytałam biorąc jego policzki w dłonie, a on nakrył je swoimi.
- Ja znalazłem tą chorą klinikę, gdyby wiedział wcześniej, jakie mogą być konsekwencje tej operacji w życiu bym cię tu nie przywiózł. – po jego słowach westchnęłam głęboko odsuwając się lekko od niego, bo zbyt ciężko było mi mówić o tym przy nim.
- Louis, jeśli mi się coś stanie… - zaczęłam, ale od razu mi przerwał.
- Nic ci się nie stanie, słyszysz? – mówił płacząc przytulając się do mnie przez co i po moich policzkach polały się łzy.
- Ale jeśli… - pociągnęłam głośno nosem – Chcę, abyś ułożył sobie życie z kimś innym…
- Ja nie chcę kogoś innego – jęknął całując moje usta – Dla mnie zawsze będziesz tylko ty i nikt inny – mówił wycierając moje słone łzy, które teraz tworzyły już niemal potok.
- Nie masz patrzeć wstecz, ale zajmij się Tomem i powiedz mu, że go kocham i…
- Ewelina przestań! – zażądał podnosząc mój podbródek do góry – Nie żegnaj się ze mną – poprosił szeptem – Wrócisz tu i wszystko mi powiesz po operacji, więc proszę cię nie rób tego…
- Dobrze – zgodziłam się przytulając się do płaczącego chłopaka, ignorując to że jest mokry i to że może ostatni raz go dotykam chciałam się po prostu nim nacieszyć, nim przyjdzie czas na nieuniknione…
- Kocham cię – wyszeptałam mu do ucha
- Ja ciebie też – mruknął przytulając mnie kurczowo do siebie.
- Już czas – zjawiła się przed drzwiami pielęgniarka.
- Obiecaj mi tylko coś – mruknął Louis odsuwając się lekko ode mnie – Obiecaj mi, że się nie poddasz, że będziesz walczyć mimo wszystko i wrócisz do mnie cała.
- Obiecuję – powiedziałam pewna swoich słów, a Louis złączył swoje wargi z moimi. Te pocałunek był inny, przekazywał całe uczucia jakie do siebie darzyliśmy się. Gorąco przeszło po całym moim ciele rozkoszując się jego ustami. Czułam się jakby jego wargi były jedynym moim ratunkiem, moim tlenem, bez których nie mogę żyć. On był moją jedyną deską ratunku, która ciągle trzymała mnie na powierzchni, zmuszając do walki o to by żyć, a nie tylko istnieć, o to aby być szczęśliwym już zawsze.
Oderwałam się od jego ust muszą nabrać powietrza, z trudem odeszłam od jego ciepłych ramion i usiadłam na wózku, który miał mnie zawieść na salę operacyjną. Louis towarzyszył mnie trzymając za rękę aż pod same drzwi.
- Wróć, tylko o to proszę – mruknął zapłakany puszczając moją dłoń.
Pielęgniarka, kazała mi położyć się na stole, gdzie czekał już przygotowany zespół do rozpoczęcia operacji. Anestezjolog nałożył mi maseczkę na twarz przez którą moje oczy zaczęły się robić coraz cięższe, aby w końcu mogła ogarnąć mnie tylko czarna nicość.   
_______________________________________ 
Tak więc ostatni rozdział. Wiem, że pewnie się zdenerwujecie lekko, bo pozostawiłam was w małej niewiadomej, ale mam i dobre wieści, epilog pojawi się już 6 KWIETNIA w dokładną rocznicę bloga więc to chyba dobry moment. Mam nadzieję, że ostatni rozdział wam się spodobał i nie zawiedliście się ;DD 
Katy227

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 15 - Ty jesteś za słaby w łóżku



Wpadłem do domu uradowany. W końcu, w końcu znalazłem rozwiązanie dla Eweliny. Jest szansa po takim czasie poszukiwań w końcu jest nadzieja.
- Ewelina? – zawołałem starając gdzie znajduje się dziewczyna, ale odpowiedziała mi cisza. Ogarnął mnie nie pokój, co jeśli coś się stało po tym jak wyszedłem? Wbiegłem na schody przeskakując co dwa stopnie. Cisza panująca wokół mnie i echo tylko moich kroków, dawała wszystkiemu złowrogi wygląd. Otworzyłem drzwi sypialni brunetki, ale jej tam nie zastałem.
- Ewelina?! – zawołałem po raz kolejny z nadzieją na odpowiedź, ale takowej nie otrzymałem. Nerwowo pomaszerowałem do pokoju Toma, który okazał się dziwnie pusty bez tych dwóch osób, które zawładnęły moim sercem. Z niepokojem zbiegłem na dół przeszukując wszystkie pomieszczenia, ale prócz mnie w domu nikogo nie było.
- Nie to nie może być prawda – pokiwałem głową wpadając na kolejny trop i pobiegłem ponownie do jej pokoju. Otwarłem drzwi szafy dziewczyny i poczułem jakby ktoś wbił nóż w moje serce i przekręcił. Z niedowierzaniem drżącą dłonią zamknąłem szafę. Znowu, znowu to zrobiła.. odeszła…
- Kurwa mać! – wrzasnąłem na całe gardło zrzucając wszystko z szafki nocnej dziewczyny. Huk przedmiotów brzmiał tak samo jak moje serce które po raz ponowny, rozsypało się na tysiące kawałków. Bezwładnie upadłem na kolana, nie mając siły już na nic. To nie tak miało wyglądać… Mieliśmy być razem szczęśliwi, po tym jak zerwałem z Eleanor nic nie stawało na przeszkodzie, ale może ja nie zasługuje na to aby być szczęśliwy?
Przez rozmazany obraz, który powstał przez gromadzone się łzy w moich oczach, dostrzegłem ramkę na podłodze. Ująłem ją w dłonie, szkło pękło przez silne uderzenie, jednak zdjęcie nadal pozostało nie naruszone, zdjęcie przedstawiające Thomasa razem z Eweliną w szpitalu zaraz po jego narodzinach…
- Nie mogę pozwolić wam odejść, nie po raz kolejny… - mruknąłem na głos, drżącą ręką wyciągnąłem zdjęcie i włożyłem sobie do kieszeni. Wstając z determinacją i potrzebą by ich odnaleźć za wszelką cenę, zbiegłem po schodach po drodze chwytając kluczyki z auta. Nie mogła być daleko, nie dała by rady sama z dzieckiem. Ruszyłem więc do osoby, która zgodziłaby się jej pomóc, aby mnie nie mieć na drodze i mieć wolną rękę co do dziewczyny.
Ruszyłem z piskiem opon, nie zważając na ograniczenia prędkości jakie mijałem. Teraz nawet ścigająca mój samochód policja nie powstrzymała mnie od dotarcia na miejsce. Gdy wściekły zaparkowałem przez posesją Malika, nawet nie zawracałem sobie głowy aby zamknąć drzwi auta. Pomaszerowałem do wejścia , wchodząc jak do siebie. Przeszedłem przez korytarz kierując się do salonu z którego dochodziły dźwięki rozmów.
- Gdzie ona jest?! – warknąłem ledwo przekraczając próg, kierując swój wściekły wzrok na Zayna.
- Cześć Louis – zawołał Niall z kanapy, ale zignorowałem go.
- Gdzie ona jest?! – krzyknąłem popychając mulata.
- O co ci chodzi? – zapytał zirytowany.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi! – wycedziłem przez zęby szarpiąc go za jego basebolówkę.
- Odwal się – warknął wyszarpując mi się.
- Hej przestańcie! – próbował nas uspokoić blondyn, ale teraz mało obchodziły mnie jego słowa.
- Taki z ciebie przyjaciel? Znajdź sobie swoją dziewczynę, a nie ciągle chcesz przelecieć moją!
- One same przychodzą do mnie, bo może ty jesteś za słaby w łóżku! – te słowa przelały kielich. Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem Malika prosto w twarz. Chłopak zatoczył się trzymając się za swój nos.
- Pożałujesz tego – warknął i rzucił się na mnie, przez co straciłem równowagę i wylądowałem na ziemi. Brunet kopnął mnie w brzuch przez co zgiąłem się wpół. Nie chcą jednak być dłużny, podciąłem mu nogi. Gdy wylądował na ziemi, ignorując ból przeczołgałem się do niego i zacząłem okładać go pięściami. Mulat chcąc się jakoś wyswobodzić zamachnął się i głową uderzył w moje czoło przez co pojawiły mi się mroczki przed oczami.
- Dość! – krzyknął blondyn wkraczając między nas korzystając z chwilowego zamroczenia - O co tu do cholery chodzi?!
- Jego się spytaj – warknął Zayn wskazując na mnie.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Pewnie znowu jej w tym pomogłeś…
- Ale w czym? Komu? – zmarszczył się patrząc na mnie jak na idiotę.
- Ewelinie w ucieczce – mruknąłem nie mając siły się już złościć.
- Znowu uciekła? – zapytał z niedowierzaniem Niall.
- Na to wygląda – jęknąłem bezradnie – Ale ja nie mogę pozwolić jej odejść, nie po raz drugi! Dlatego proszę cię Zayn jeśli coś wiesz powiedz mi – spojrzałem błagalnie na bruneta, ale ten tylko smutno pokiwał głową.
- Ja nie wiem, gdzie ona jest. Naprawdę, nie widziałem jej od dwóch dni…
Po tych słowach kolejny raz dzisiaj poczułem jak ściska mi się moje serce, jak mam ją znaleźć skoro nie mam nawet pomysłu gdzie mogłaby się ukryć.
- Może pojechała do rodziców? Ostatnio tam była… - zaproponował cicho mulat. Podniosłem głowę patrząc na niego.
- Gdzie oni mieszkają? – zapytałem zdeterminowany, podtrzymując się jakiegoś tropu.
- Gdzieś w Polsce… Nie mam pojęcia gdzie dokładnie…
- Przecież nie dam rady przeszukać całego kraju – jęknąłem bezradnie kryjąc twarz w dłoniach.
- To może zostawiła coś, jakieś dokumenty, zdjęcia, cokolwiek przez co dałoby się jakoś ją zlokalizować – zaproponował Niall.
- Zostawiła tylko to – mruknąłem wyciągając zdjęcie z kieszeni i podałem przyjacielowi.
- Na odwrocie coś pisze – oznajmił przyglądając się.
- Co? – zerwałem się wyrywając fotografię. Przyjrzałem się i rzeczywiście na dole widniał jakiś napis. Jak mogłem to wcześniej przeoczyć? Przejechałem palcem po wyrytych niebieskim długopisem słowach.
- Ewelina Evans.. – przeczytałem i się zaciąłem – dalej coś nie po angielsku i data – jąknąłem bezradnie.
- Przynieś laptop – polecił blondyn ku właścicielowi domu. Chłopak podreptał do sąsiedniego pokoju i przyniósł urządzenie. Niall usiadł na kanapie włączając komputer, natychmiastowo zerwałem się i zająłem miejsce obok niego. Gdy w końcu laptop się uruchomił, co dzisiaj trwało niemal wieki. Chłopak starając się rozszyfrować literkę po literce wpisywał w Google napis ze zdjęcia.
- To jakiś adres we Wrocławiu – oznajmił w końcu – Może jej rodziców?
- Na pewno – uśmiechnąłem się triumfalnie i wyrwałem mu kolejny raz fotografię przyglądając się jej.
- Ja bym nie miał pewności, bo… - zaczął blondyn, ale mu przerwałem.
- Nieważne – machnąłem ręką wstając z kanapy.
- A ty dokąd? – zapytał Zayn.
- Do Wrocławia gdziekolwiek to jest – uśmiechnąłem się i nie czekając na ich przeciw wyszedłem z domu…  

Poczułam wstrząs związany z lodowaniem. Koła z piskiem w końcu dotknęły tafli lotniska oznaczając dotarcie na miejsce. „Witaj w domu" mruknęłam do siebie w myślach sarkastycznie. Ludzie wokół mnie zaczęli zbierać się do wyjścia samolotu.
- Mamo idziemy? – zapytał Tom niecierpliwiąc się, nie mogąc usiedzieć już na miejscu.
- Jeszcze chwilka –mruknęłam głaszcząc go po włosach. Musiałam zaczekać na stewardessę, sama z małym dzieckiem nie dam rady odebrać bagażu i znaleźć rodzinę. Pytanie jak w Londynie sobie poradziłam? Odpowiedź jest prosta: Eleanor. Dziewczyna chodź nie darzyła mnie sympatią, zgodziła się mi pomóc. Z pewnością nie z dobrego serca, ale jej motywy teraz nie były dla mnie ważne.
- Proszę pani, jesteśmy na miejscu – zwróciła się do mnie uprzejmie kobieta po angielsku z silnym polskim akcentem.
- Mogłaby mi pani pomóc? Jestem niewidoma… - w końcu przeszłam na polski po tak długiej przerwie, jednak i w ojczystym języku te słowy ledwo przechodziły mi przez gardło.
- Och przepraszam… - za jąkała się stewardessa zakłopotana – Zaraz pani pomogę, tylko poinformuję swoją koleżankę – zapewniła mnie i po chwili usłyszałam jej oddalające się kroki, a ja odetchnęłam z ulgą, Jakoś dam radę..
- Chodź Tom – uśmiechnęłam się do syna zachęcając by wstał. Kobieta zjawiła się po chwili i biorąc dziecko na ręce ruszyliśmy.
- Kto na panią czeka? – zapytała gdy zanurzyliśmy się w tłum przepychających się ludzi.
- Kuzynka, niska blondynka, zielone oczy i lekko kręcone włosy. – poinformowałam ją chociaż taki opis na zbyt wiele i tak nie pomagał.
Starałam się skupić na dźwiękach, ale tłum pędzących, ciągle coś krzyczących ludzi nie pomagał. Kobieta znalazła mój bagaż i ruszyliśmy do poczekalni, gdzie obiecała czekać Patrycja*.
- Ewelina! – usłyszałam krzyk dziewczyny mieszający się z gwarem.
- Tam – mruknęłam wskazując kobiecie na kierunek dochodzącego dźwięku.
- Jesteś – usłyszałam radosny pisk kuzynki oraz ciepło jej ramion gdy zamknęłam mnie w niedźwiedzim uścisku. Nie wiedząc czemu, łzy pociekły po mich policzkach. W końcu pękł we mnie balonik, który trzymał jak dotąd wszystkie uczucia związane z chłopakiem.
Wydawałoby się, że udało się uciekłam, jednak wiedziałam że teraz czeka mnie jednak najtrudniejsza, a zarazem ostatnia część podróży. Musiałam pojechać do rodziców i przyznać im się do błędu, że w Londynie lepiej będzie mi się żyło, ale i tak w końcu powiedzieć, że jestem niewidoma, tym bardziej że nie mieli o tym zielonego pojęcia… 
_________________________________________ 
* Patrycja - to kuzynka Eweliny z poprzedniej części, zdjęcie w bohaterach ( tak jakby ktoś nie pamiętał )  
Dziękuje za wszystkie komentarze i ten masowy bulwers, który niektóre z was urządziły mi na tt. Dla mnie to znaczy wiele, bo pokazuje mi to jak podoba wam się opowiadanie i nie jest takie całkiem do dupy jak uważam ;D 
Czytając wasze komentarze uśmiechałam się jak głupia do monitora, nie wiem czy wiecie ale to opowiadanie już ma prawie ROK! o.O Naprawdę nie wiem kiedy to zleciało, ale wydaje mi się że to będzie najlepszy moment na zakończenie jego :) Proszę nie krzyczcie na mnie, ale pojawi się jeszcze jeden lub dwa rozdziały i epilog... 
PS: Zmieniłam nazwę na tt na @Katy_BooBear_
Pozdrawiam <3 
Katy227