sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 11 - Wyjdziesz za mnie?


- Bajka! Bajka! – wykrzykiwał radośnie Tom podając dość grubą książkę Louisowi. Jak widać mnie chłopczyk wymienił na lepszy model, ale cóż się dziwić brunet w czytaniu bajek chyba nie miał sobie równych, w końcu sam był jak dziecko. Sama byłam zafascynowana całym przedstawieniem, usiadłam na skraju łóżka Toma.
- Dawno, dawno temu za górami, za lasami mieszkała piękna księżniczka… - zaczął Tomlinson przybierając przy tym poważny głos.
- Mama! Mama będzie księżniczką! – znowu wykrzykiwał podekscytowany chłopczyk.
- Piękna księżniczka – podjął przerwany wątek Lou – którą pewnego dnia porwał straszliwy smok i ukrył w swoim zamku… - brunet wziął do ręki pluszowego smoka i wręczył mi go do rąk – Idź do kąta tam będzie twój zamek- szepnął do mnie takim tonem, że omal nie parsknęłam śmiechem.
Louis z skupieniem czytał dalej wcielając się w rolę głównego bohatera, który miał przed sobą wiele przeszkód w dotarciu do zamku, w którym czekałam. Thomas z zafascynowaniem śledził każdy jego ruch. Chłopczyk był w końcu szczęśliwy, a jego wesołe i świecące się oczy sprawiały uśmiech także na mojej twarzy. W końcu Tom mógł być jak inne dzieci... po prostu w końcu zaczynał mieć prawdziwe, beztroskie dzieciństwo, którego przez chorobę wcześniej nie posiadał.
- Następnie sprytnym podstępem pokonał strasznego smoka, który strzegł księżniczki - czytał dalej brunet walcząc w tym czasie również z pluszakiem - Gdy ujrzał jak piękna była więziona dziewczyna od razu zapragnął ją poślubić. - Louis po wypowiedzeniu tego zdania spojrzał mi głęboko w oczy, natychmiastowo zatonęłam w niebieskiej fali jego spojrzenia. Brunet zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uklęknął na jedno kolano przede mną.  Serce zabiło mi tak mocno, że omal nie wyskoczyło mi z piersi. Poczułam, że moje policzki oblały się czerwienią. Gardło tak mi się ścisło, że w tej chwili nie byłabym wstanie wypowiedzieć, ani jednego słowa. „Uspokój się to tylko zabawa” powtarzałam sobie w myślach, aby nie dać ponieść się uczuciom.
- Księżniczko czy.... - głos Louisa się załamał, ale szybko dla niepoznaki odchrząknął i zaczął jeszcze raz - Wyjdziesz za mnie?
Na zadane pytanie oczywiście do sali ktoś wszedł. Wyjrzałam zza Louisa i od razu napotkałam brązowe, pełne bólu oczy Zayna.
- Nie wierze... - jęknął i zamknął drzwi z takim hukiem, że aż podskoczyłam.
- Jasna cholera - mruknęłam wściekła na samą siebie. Nie dziwię się, że mulat tak zareagował dla osoby trzeciej bezwzględnie musiało to wyglądać na oświadczyny.
- Zayn zaczekaj! -krzyknęłam biegnąc za wściekłym brunetem, idącym szybkim krokiem przez szpitalny korytarz.
- Po co?! – wrzasnął tak głośno i gwałtownie, że aż się wystraszyłam – Mam ci pogratulować? Czy chcesz mi wręczyć listę prezentów ślubnych? A może jeszcze światkiem mam zostać? – pytał z tak wielkim sarkazmem i bólem na twarzy, że poczułam wyrzuty sumienia.
- Zayn to była tylko zabawa… Louis czytał bajkę i odgrywaliśmy role. To co powiedział nic nie znaczy!
- Jesteś tego pewna? – zapytał już o wiele spokojniejszym tonem, zmrużyłam oczy i mu się przyjrzałam. Dopiero teraz zauważyłam, że nie wygląda najlepiej. Pogniecione ciuchy, cienie pod oczami i potargane włosy. To nie był ten sam Zayn, który wręcz pedantycznie dbał o swój wygląd. Nie wiem co robił przez ostatni tydzień, ale na pewno nie było to nic zdrowego.
- Nie rozumiem – wyjąkałam z małym opóźnieniem.
- Moim zdaniem dalej go kochasz – powiedział te słowa z takim jadem, jakby miał ochotę teraz co najmniej kogoś zabić.
- Nie opowiadaj głupot, Louis to przeszłość. Poza tym ma Eleanor, więc nie mamy o czym rozmawiać.
- Ale gdyby nie było El to oczywiście ty… - nie chciałam usłyszeć końca tego zdania więc pospieszni mu przerwałam.
- Nie chwytaj mnie za słówka – przekrzyczałam go – I nie wmawiaj mi czegoś, czego nie ma!
- To raczej ty nie zaprzeczaj jeśli coś jest! Ty sama przed sobą nie potrafisz się przyznać do uczuć. Jesteś zwykłym tchórzem! – wykrzyczał mi te słowa prosto w twarz które uderzyły mnie niczym siarczysty policzek, ponieważ były całkowitą prawdą.
- Chyba już skończyliśmy – szepnęłam i odwróciłam się starając ukryć łzy, które nagromadziły się  w moich oczach.
- Zaczekaj – mruknął, a ja przystanęłam nie odwracając się. – Nie przyszedłem cię tu obrażać po prostu chcę wiedzieć na jakiej pozycji stoimy…
- Zayn ty nie rozumiesz?... – zapytałam patrząc mu w oczy – Nas już nie ma… ten związek to była jedna wielka pomyłka – mówiłam przez łzy które spływały po moich policzkach strumieniami mimo, że nie kochałam Zayna, to wypowiedzenie tych słów i tak cholernie bolało.
- Jak możesz mówić w ten sposób? – zapytał z błagalnym głosem gdy wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Zayn nie utrudniaj tego rozstańmy się lepiej jako przyjaciele – mruknęłam starając się zapanować nad łzami, które ciągle ścierał z moich policzków mulat.
- Ja nie potrafię być tylko twoim przyjacielem – odpowiedział i wbił swoje wilgotne wargi w moje. Oddałam chłopakowi ten ostatni pocałunek, dając z siebie wszystko. Nasze języki połączyły się w tym ostatnim dzikim tańcu. Wtuliłam się w tors Zayna wdychając przy tym jego intensywny zapach kawy i papierosów. Dłoń chłopaka wsunęła się w moje włosy przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie, pogłębiając namiętny pocałunek. Po chwili jednak położyłam dłonie na rozgrzanej piersi bruneta i odsunęłam go od siebie, ciężko dysząc. Spojrzałam w jego piękne czekoladowe oczy, pełne tego bólu, który przeze mnie tam zagościł.
- To koniec – powiedziałam drżącym głosem i wyrwałam się z jego objęć.  
*Louis*
- Gdzie mama? – zapytał nie poradnie chłopczyk, tylko gdy Ewelina wybiegła z jego sali.
- Zaraz wróci, obejrzymy telewizję. – zaproponowałem szybko, aby dać trochę czasu parze do rozmowy. Znalazłem jakiś kanał z bajkami na którym w końcu zostawiłem. Tom od razu pogrążył się w oglądaniu, a ja za to nie potrafiłem skupić myśli. Czy powinienem tam pójść i wyjaśnić  Zaynowi  co się stało? A może nie powinienem w ogóle się wtrącać? Słyszałem jakieś krzyki i moja ciekawość zwyciężyła.
- Tom nie ruszaj się stąd zaraz wracam. – zwróciłem do chłopca, który nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, tylko lekko pokiwał główką nie odrywając oczu od ekranu. Wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi już miałem nacisnąć klamkę, ale się zawahałem.  To tak naprawdę nie moja sprawa… biłem się sam ze sobą w myślach, a może uda mi się ich pogodzić ? W końcu westchnąłem i nacisnąłem klamkę, wychyliłem lekko głowę i zobaczyłem jak Ewelina biegnie zapłakana, a Zayn odchodzi w drugą stronę. Nie wiele więcej myśląc pognałem za dziewczyną.  Brunetka przepychając się między innymi pacjentami idącymi korytarzem otworzyła drzwi prowadzące na schody. Z lekkim opóźnieniem wszedłem za nią. Ewelina siedziała na kamiennych schodach w twarzą w dłoniach.
- Ewelina wszystko w porządku? – zapytałem siadając obok niej. Dziewczyna podniosła głowę w górę i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, od razu skarciłem siebie za te głupie pytanie, jak mogło być coś w porządku skoro płakała?
- Mógłbym coś dla ciebie zrobić? – zapytałem nie wiedząc co powiedzieć. Brunetka zrobiła coś niespodziewanego przytuliła się do mnie chowając swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi. Siedziałem trochę spięty nie wiedząc co ze swoimi rękami zrobić.
- Po prostu mnie przytul – usłyszałem jej cichy szept, więc spełniłem jej prośbę. Oparłem brodę o jej głowę delikatnie głaszcząc jej włosy, rozkoszując się tym cytrusowym zapachem jej szamponu. Poczułem się tak jak kiedyś, szczęśliwy, że mam w ramionach największy skarb jaki mogłem posiadać. Tylko tym razem coś szeptało w mojej podświadomości, że ten skarb nie jest do końca mój, ale w tej chwili to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Siedzieliśmy w tej pozycji może parę minut, rozkoszując się tą bliskością. Brunetka w końcu jednak wyprostowała się i starała się zetrzeć z policzków rozmazany tusz.   
- Dzięki – mruknęła posyłając mi smutny uśmiech.
- Nie ma za co. – odwzajemniłem się w tym samym – Wiesz jeśli chcesz mogę pogadać z Zaynem i…
- Nie ma takiej potrzeby. – przerwała mi – Poza tym po co i ty masz się z nim kłócić?
- A kto mówi, że będziemy się kłócić? – spytałem zdziwiony – Już raz mnie pytał o radę odnośnie ciebie, to może i teraz mu też mogę pomóc.
- Czekaj… czekaj… - mruknęła uciszając mnie – Co chcesz przez to powiedzieć, że radziłeś mu odnośnie mnie? – zapytała marszcząc się.
- No wiesz byliśmy wcześniej jakiś czas razem… no i zapytał się mnie Zayn czy w naszym związku też byłaś taka… - zatrzymałem się szukając odpowiedniego słowa – Em… nieprzystępna – skończyłem niepewnie. Po tym zdaniu dziewczyna zerwała się na równe nogi, zaczynając chodzić w tę i z powrotem od drzwi do ściany.
- Chcesz mi powiedzieć, że opowiadał ci co my robiliśmy razem w łóżku?! – krzyknęła poirytowana.
- Raczej o tym czego nie robiliście – mruknąłem, a dziewczyna poczerwieniała ze złości.
- Co za skończony kretyn!
- Uspokój się on chciał tylko dobrze – powiedziałem opanowanym tonem podchodząc bliżej niej.
- Nie zbliżaj się nawet do mnie, wszyscy jesteście tacy sami – mówiła robiąc krok w tył bliżej krawędzi schodów. 
- Ewelina przestań, ja chciałem tylko pomóc…
- Idź pomagać swojej dziewczynie nie mnie! – syknęła w odpowiedzi i obróciła się jednak chyba nie zdawała sobie sprawy jak blisko krawędzi się znajduje, bo źle nastąpiła na stopień i po chwili mogłem już tylko patrzeć jak dziewczyna spada ze schodów, uderzając się na końcu o kant grzejnika tyłem głowy.
- Ewelina! – krzyknąłem spanikowany szybko biegnąc do dziewczyny. Ująłem jej bladą twarz w moje dłonie.
- Ewelina obudź się – jęknąłem przerażony widząc brak jakiejkolwiek reakcji ze strony dziewczyny. Po chwili poczułem jak jakaś ciepła maź kapie mi na palce. Podniosłem moją drżącą dłoń i zobaczyłem na niej krew.
- Pomocy! – wrzasnąłem przerażony. W moich oczach zebrały się łzy. Odgarnąłem włosy z bladej twarzy dziewczyny, z której z każdą chwilą coraz bardziej zdawało mi się, że uchodzi z niej życie, wokół mnie zaczęła się powiększać z każdą sekundą coraz większa kałuża krwi. Nie mogłem ponownie stracić tej dziewczyny dopiero w tej sytuacji to dostrzegłem, gdy mogła odejść ode mnie w każdej chwili, dostrzegłem, że nadal ją kocham całym swoim sercem.
- Niech ktoś tu mi pomoże do cholery! – krzyknąłem po raz kolejny rozpaczliwym tonem. 
Katy227 & Mila. 
_______________________________________________ 
Tak więc zauważyliście lub nie podpisana pod rozdziałem zostałam ja oraz Mila. Zdecydowałam się jednak na pomoc drugiej osoby... wiem,tak wiem, że nie podobał wam się za bardzo ten pomysł, ale sama też poszłam na mały kompromis. Całe rozdziały nadal piszę ja, Mila daje mi tylko pomysły, które ja interpretuje po swojemu. Wiem, że niektórzy mogą nie rozumieć mojej decyzji, bo do tej pory zawsze pisałam wszystko sama, ale jak sami widzicie rozdziały patrząc na pierwszą część opowiadania bardzo się zmieniły, przez co teraz starając się pisząc dla was tak bardziej poważnie ten blog stał się dla mnie tak jakby obcy... 
Mam nadzieję, że nie stracę czytelników przez moją decyzję i liczę na waszą wyrozumiałość. 
PS: Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień, bo wtedy zaczynają mi się ferie! Jej!  

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 10 - Tu odbędzie się nasza misja



Długi korytarz szybko przesuwał mi się przed oczami, kolejne takie same drzwi mijane bez większej uwagi w drodze do swojego celu. Ciągle w pośpiechu, a co jeśli miałabym się na chwilę zatrzymać i na moment po prostu popatrzeć na innych, poobserwować. Mimo wszystko świat pędzi i czy tego chcemy czy nie, nie zatrzyma się dla nas. Tempo jest nieubłagalne, musimy nadążyć jeśli nie chcemy zostać podeptani przez innych i nikt się za nami nie obejrzy, bo sam biegnie przed siebie. To prawo dzisiejszych czasów, prawie jak prawo dżungli.  Nie nadajesz się, jesteś słaby wypadasz i nikogo nie obchodzi co się z tobą stanie. No i właśnie wypadłam, niby w końcu lepiej a jednak gorzej. Z pracy zostałam wylana i niemal tonę w długach, za niedługo wyląduję na bruku i nikt się tym nie przejmie, bo jestem tylko  nieistotnym pionkiem w wielkiej grze…
Łzy cisnące mi się do oczu zamazały obraz przede mną. Numerek sali do której miałam wejść stał się niewyraźny. Nagle drzwi otworzyły się i stanęłam twarzą w twarz z uśmiechającym się Louisem, którego uśmiech zastygł na ustach gdy mnie zobaczył.
- Ewelina wszystko okej? – zapytał, marszcząc czoło.
- Mama! – krzyknął za nim słodki głosik. Szybko wzięłam głęboki wdech i wyminęłam chłopaka, kierując się w stronę wołania.
- Thomas – przywitałam się  małym brunetem całując go w czoło, z udawanym uśmiechem.
- Mama będzie grać – wykrzyknął radośnie chłopczyk.
- Ale w co grać, nie rozumiem – popatrzyłam zdezorientowana na Louisa.
- Właśnie ruszałem w poszukiwania partnera do gry – wyjaśnił Tomlinson wskazując na wielką plazmę i Xbox.
- Kogo ty przekupiłeś, że pozwolili ci to tu przywlec ? – zapytałam z niedowierzaniem. Louis z dnia na dzień coraz bardziej mnie zadziwiał. W każdy dzień wymyślał coś innego. Brunet w ciągu dwóch dni wstawał z łóżka i chodził po całym szpitalu w końcu nie wiem jak załatwił sobie salę razem z Tomem. Sam chłopiec nie był jeszcze w tak dobrej formie, ale już potrafił wstać z łóżka choć wciąż był przy kroplówce. Ale dla Louisa nic nie było przeszkodą. Codziennie wymyślał jakieś rozrywki, jak widać dzisiejszy dzień nie pozostał wyjątkiem.
- Oj tam. Nikogo nie przekupiłem, poza tym wszystko jest na specjalnych warunkach, o nic się nie martw – zapewnił mnie z uśmiechem brunet.
- Grajcie! – zawołał ze śmiechem Tom.
- No właśnie, chodź – pociągnął mnie Tommo pod sam telewizor, gdzie na ekranie widniało menu gry „Just Dance 4”. Zrobiłam wielkie oczy i od razu zawróciłam.
- O nie, nie wkopiecie mnie w to, ja nie potrafię tańczyć.
- Umiesz, umiesz – zatrzymał mnie szybko chłopak. – Poza tym już zaczynamy – oznajmił i zajął szybko swoją pozycję. W głośnikach zabrzmiały pierwsze nuty „One Thing”.
- Nie chyba sobie jaja robisz – jęknęłam na co wybuchnął śmiechem. Popatrzyłam na moją postać, starając się powielić jej ruchy co nie bardzo mi chyba szło, ciągle coś myląc przez szybkie tempo. Kątem oka obserwowałam Louisa, który świetnie się bawił podśpiewując pod nosem. Chłopak chociaż po operacji radził sobie lepiej ode mnie, sama ledwo nadążałam podczas refrenu. Kiedy Liam śpiewał swoją część pod koniec piosenki poczułam przyjemny dreszcz na ciele w miejscu, w którym położył swoją dłoń na moim biodrze. Dekoncentrujące ciepło wcale nie pomagało w grze. Kiedy zabrzmiały ostatnie nuty piosenki i znalazłam się w ramionach Lou, zrobiło mi się ciepło na sercu, nasze zmęczone oddechy złączone teraz w jedno tak blisko siebie, nie pomagały w uspokojeniu się. Niebieskie oczy chłopaka obserwowały mnie uważnie, a jego silna dłoń musnęła lekko mój policzek. Rozpłynęłam się w tym dotyku.
- Brawo – zawołał wesoły Tom za nami klaszcząc w swoje rączki, przestraszona odskoczyłam od bruneta.
- Chyba nie było najgorzej – wyjąkałam, chcąc przywrócić sobie trzeźwe myślenie.
- Louis, zabiję cię – Harry wpadł zdyszany do sali i oparł się o drzwi ciężko dysząc.
- Masz? – zapytał brunet, nie przejmując się stanem przyjaciela.
- A może byś najpierw zapytał „Co się stało Harry?” – powiedział z sarkazmem loczek.
- Nie jęcz, tylko powiedz, że masz – mówił podekscytowany brunet.
- Mam – odwarknął w końcu Harry, a Lou promiennie się uśmiechnął.
- Jesteś zajebisty – wykrzyknął chłopak dając loczkowi mokrego całusa w policzek.
- Louis! – upomniałam go od razu za słowa, patrząc znacząco na Toma. Chłopak przeprosił bezgłośnie i ujął małą reklamówkę, którą przyniósł Hazza.
- Chodź Tom, idziemy – oznajmił brunet wyciągając rękę do malucha. Chłopczyk uśmiechnięty oczywiście spełnił prośbę.
- Zaraz, zaraz gdzie idziecie? – zastąpiłam im drogę.
- Tajemnica – uśmiechnął się zadziornie Louis, a ja wydęłam usta w podkówkę.
- Ale mi byś mógł powiedzieć.
- Nie powiem – odpowiedział pokazując mi język. Już chciałam powiedzieć, że nigdzie ich nie puszczę, ale mój wzrok napotkał na niebieskie oczka Toma wpatrujące się w nas z uśmiechem. Kucnęłam przy nim poprawiając jego pidżamkę.
- Tom chyba powiesz mamie gdzie idziecie…
- Nic nie mów – krzyknął od razu Louis. Thomas patrzył na nas, nie wiedząc co zrobić.
- Louis odpuść – odezwał się Harry, przyglądając się całej tej sytuacji.
- Ale…
- Mama chodź z nami – oznajmił Tom, przerywając Lou i chwycił mnie za rękę. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- To gdzie idziemy?  - zapytałam, Tomlinson jęknął przeciągle w odpowiedzi i nic nie powiedział, ale ruszyliśmy w drogę. Chłopak ostrożnie rozejrzał się po korytarzu i pokiwał nam, że możemy iść.
- Mam z oddziałową na pieńku – odezwał się cicho Tommo, widząc moją krzywą minę.
Przeszliśmy korytarzem po cichu parę metrów, co musiało komicznie wyglądać dla kogoś z boku, skradający się facet w pidżamie w samochodziki razem z dzieckiem ciągnącym za sobą stojak z kroplówką, a do tego jeszcze moja osoba. Na szczęście Louis otworzył białe drzwi przed nami i weszliśmy do środka.
- Skradaliśmy się tak do łazienki? – spytałam z niedowierzaniem.
- Tak, ale tu odbędzie się nasza misja – wyjaśnił mi Louis.
- Jaka misja? – znowu zapytałam, marszcząc się.
- Tatuaż – wyjaśnił mi Tom.
- Nie rozumiem – jęknęłam bezradnie, jednak żaden z nich jakoś nie spieszył mi z wyjaśnieniami. Tomlinson zaczął grzebać w małej reklamówce, którą dostał od Harry’ego. Wyciągnął małą gąbeczkę, nożyczki, ręcznik i oraz najważniejsze jak mniemam, gdyż wszystko stało się jasne… tatuaże.
- Wybierz jakiś – oznajmił Louis, podając małą kartkę z obrazkami Thomasowi.
- Więc tatuaż – prychnęłam śmiejąc się. – Nie można był od razu powiedzieć ?
- To tajna misja – wyjaśnił z udawaną powagą Louis.
- Ten chce! – wykrzyknął Tom, pokazując na największy tatuaż na kartce. Brunet posłusznie wyciął wzorek z kartki i przyłożył do małej ręki Toma, mocząc wilgotną gąbeczką wcześniej zamoczoną w wodzie. Oderwał mokry kawałek papieru i tatuaż ukazał nam się w pełnej okazałości. Tom patrzył szczęśliwy na swoją nową ozdobę jak zaczarowany.
- Teraz mama! – wykrzyknął.
- Ja nie – pokiwałam głową. – Przecież nie mogę paradować z takim tatuażem na ręce, ktoś się jeszcze dowie, że uczestniczyłam w tajnej misji … - wymyślałam na poczekaniu jakieś pierdoły, aby odwrócić uwagę od pomysłu.
- To zrób tu – powiedział chłopczyk, pokazując na brzuch. Otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć ale Louis mnie ubiegł.
- No to zróbmy – uśmiechnął się łobuzersko. Przegłosowana, poddałam się i uległam.
- Tom, idź pokazać tatuaż wujkowi Harry’emu – zaproponowałam chłopczykowi na co pokiwał chętnie główką i podreptał do sali.
- To jak gotowa? – zapytał Louis z gotowym do przyklejenia wzorkiem. Podciągnęłam do góry lekko moją koszulkę, odsłaniając gołą skórę. Chłopak przykucnął i przykleił tatuaż lekko nad spodniami. Przeszedł mnie dreszcz, gdy musnął palcami moją nagą skórę. Jakby na otrzeźwienie gąbeczką z zimną wodą zaczął moczyć papier.
- Widzę, że z Tomem masz coraz lepszy kontakt – zaczęłam nagle mówić, starając się odwrócić moją uwagę od delikatnego dotyku jego palców.
- Tak, jest lepiej, co prawda zawsze lubiłem dzieci jednak z Tomem … po prostu zaczynam czuć, że jestem ojcem – po tych słowach dźwignął głowę i spojrzał mi w oczy. Musiałam odwrócić wzrok, bo bałam się że zatonę w tych oczach i zrobię coś, czego będę później żałować.
- Co się dzisiaj stało … płakałaś jak przyszłaś… - zaczął temat którego najbardziej się obawiałam.
- Nic takiego. A co z Eleanor? Dawno jej nie widziałam – sprytnie odbiegłam od tematu.
- Pojechała do rodziny.
- Na długo? – znowu zapytałam, udając zainteresowaną.
- Ewelina, nie odbiegaj od mojego pytania – upomniał mnie, wstając. W moich oczach znowu wezbrały łzy, nie chciałam się przyznać, że sobie nie radzę. To byłoby dla mnie poniżające, a nie miałam ochoty na żadną litość z jego strony.
- To nie twoja sprawa – warknęłam tylko.
- Ewelina pamiętasz co sobie obiecaliśmy, mamy być przyjaciółmi dla Toma – mówiąc to zmusił mnie abym na niego spojrzała.
- Chodzi o Zayna pokłóciliśmy się i tyle – powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl. Od naszej kłótni minął prawie tydzień, nie kontaktowaliśmy się ze sobą, mieliśmy dać sobie czas aby wszystko przemyśleć, miałam tylko nadzieję że Louis tego nie wie.
- To na pewno tylko to? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Tak – odpowiedziałam, spuściłam bluzkę zasłaniając tatuaż jaki powstał.
- Idziemy? – zapytałam, wskazując na drzwi.  
________________________________________ 
Tak więc przez niektórych długo oczekiwany 10 rozdział. 
Tylko jakoś nie ma dla was zbyt dobrych wiadomości po prostu jak już pewnie zauważyliście nie wyrabiam, nie chce absolutnie zawieszać tego bloga bo to bez sensu według mnie. Dlatego zastanawiam się czy nie wziąć sobie kogoś do pomocy, ale szczerze nie wiem czy kogoś takiego znajdę. Jak nie to rozdziały będą się pojawiały rzadziej ... 
Liczę na wasze komentarze i dziękuje za poprzednie ;D 
Katy227