sobota, 6 kwietnia 2013

Epilog



Około pół roku później 
Moje odbicie w lustrze nie uśmiechało się do mnie przyjaźnie, blada cera, podkrążone, czerwone oczy przez nieprzespaną noc, włosy w nie ładzie, odstające w każdą możliwą stronę… wymieniać można było tak długo, nie tak miał wyglądać ten dzień, wszystko miało się do mnie uśmiechać, ale ja nie miałam ochoty wyjść z łóżka. Moje ciało ciągle przechodziły dreszcze stresu, a żołądek robił fikołki. W pewnym momencie nie wytrzymałam i zrywając się z krzesła pobiegłam ku łazience. Choć sama nie miałam czym wymiotować nawet, mój organizm wysyłał mi ciągle sprzeczne sygnały.
- Uspokój się – mruknęłam do siebie biorąc głęboki oddech nosem i wypuszczając powietrze ustami, powtarzając to kilka razy. W celu ukojenia nerwów nalałam do wanny gorącej wody, która wkrótce opanowała łazienkę ciepłą parą. Dolałam do niej kokosowego płynu do kąpieli i gdy tylko wanna napełniła się wskoczyłam do niej rozkoszując się ciepłem wody, która ukoiła moje zdenerwowane ciało. Starałam się odgrodzić swoje natrętne myśli, aby choćby na czas kąpieli trochę się od stresować.
Uczucia jednak targały mną z każdej strony, nie dając zapomnieć o tym co za parę godzin miało nadejść. Popatrzyłam na mój pierścionek zaręczynowy błyszczący na moim palcu, uśmiechnęłam się smutno po czym zdjęłam go, kładąc na róg wanny. Poczułam się nagle naga bez niego czegoś mi brakowało, części mnie, nie pierścionka, ale tego co symbolizował, Louisa. Tak bardzo chciałabym teraz z nim porozmawiać, aby mógł ukoić moje nerwy swoimi głupimi żartami i beztroskim uśmiechem…
Westchnęłam głęboko i zanurzyłam swoją głowę w ciepłej wodzie, która zalała moją twarz jednocześnie otrzeźwiając ze zmęczenia. Umyłam się dokładnie i wyszłam już z zimnej wody. Z powrotem nałożyłam swój pierścionek na palec i poszłam owinięta ręcznikiem do szafy wybrać jakieś ubrania. Nie kłopocząc się zbytnio ubrałam pierwsze z brzegu spodnie, białą bokserkę oraz czarną bluzę Louisa, którą wygrzebałam z jego szafy. Uśmiechnięta i trochę bardziej optymistycznie nastawiona, mając jakąś cząstkę chłopaka przy sobie wyszłam z pokoju. Od razu uderzył mnie gwar jaki panował wszędzie, no tak w całym domu ulokowana była moja rodzina, która przyjechała specjalnie na dzisiejszy dzień do Londynu. Witając się ze wszystkimi po drodze zeszłam bocznymi schodami do kuchni w której siedziała moja mama, przygotowując śniadanie.
- Mamo, zostaw to ty jesteś gościem – jęknęłam widząc jak dużo pracy we wszystko wkłada.
- O dobrze, że jesteś Ewelinko – uśmiechnęła się do mnie, ignorując moje prośby  – Powinnaś coś zjeść – na same słowa mój żołądek przekręcił się niebezpiecznie powodując mdłości.
- Ja chyba nic nie przełknę – mruknęłam omijając wszelkie jedzenie szerokim łukiem.
- Ale… - zaczęła, ale do kuchni wpadł jeszcze w pidżamie Tom.
- Mama! – krzyknął obejmując moją nogę swoimi rączkami.
- Cześć szkrabie – przywitałam go całując w czółko.
- Thomas! – usłyszałam załamany głos Jay, mamy Louisa, idącej za nim – Tu jesteś… - westchnęła wchodząc do kuchni – Już zapomniałam jak te dzieci potrafią biegać.
- Tom czemu nie chcesz słuchać babci? – zapytałam patrząc jak kobieta bezradnie siada przy stole.
- Bo nie – uśmiechnął się siadając i czekając aż ktoś poda mu śniadanie.
- Cały Louis, uparty jak osioł – mruknęła, a ja roześmiałam się razem z nią. Moja mama podała na talerzyku przygotowaną kanapkę, a Tom ściągnął z niej jak mówił „niedobre rzeczy”, czyli prawi wszystko zostawiając tylko kawałek szynki.
- Ewelina?! – usłyszałam nawoływanie i aż się skrzywiłam. Do kuchni wpadła Patrycja razem z Lottie. – Co ty tu jeszcze robisz? – zapytała oburzona - Lou czeka, musimy już jechać.
- Ale ja muszę tutaj pomóc i… - zaczęłam się ociągać.
- Chcesz na własnym ślubie wyjść w jakiejś bluzie? – pokiwała z dezaprobatą Lottie.
- Nie, ale dopiero 8 rano…
- No właśnie, nie mamy czasu -  podsumowała blondynka biorą mnie pod ramię.
- Nie martw się wszystkim się zajmiemy – zapewniła mnie moja mama uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
-Prowadzisz – oznajmiła mi nagle Patrycja rzucając mi kluczyki, które odbiły się ode mnie i spadły na ziemię.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, jestem trochę zdenerwowana… - jęknęłam schylając się po klucze.
- Trochę? – prychnęła Lottie – Trzęsiesz się jak galareta – podsumowała śmiejąc się.
- Ale to nadal bardziej bezpieczne ode mnie – odezwała się Pati – ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego chorego ruchu…
- On nie jest chory, to wy źle jeździcie – odezwała się  Charlotte odpierając od razu narzekania nastolatki.
- To dziwne, że cały świat źle jeździ tylko nie wy – przekomarzały się dalej za co akurat im mogłam podziękować, bo moje nogi ciągle były jak z waty, a wypadek samochodowy w dniu ślubu nie był wymarzonym prezentem…  

Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze nie mogąc się nadziwić, jakie cuda potrafiła zdziałać stylistka chłopców. Do oczu napłynęły mi łzy, tak bardzo czekałam na ten dzień, tyle razy wyobrażałam go sobie i w końcu tak bardzo pragnęłam zobaczyć się właśnie w tej chwili. Nieskazitelna cera, delikatnie podkreślone oczy, włosy spięte w luźny kok z pasmami loków okalającymi moją twarz. No i wreszcie biała, rozkloszowana suknia z koronkowymi rękawami… A jeszcze tak nie dawno, wydawało mi się to nie możliwe.
- Nie płacz, rozmażesz się! – krzyknęła Patrycja z niepokojem.
- To nie wodoodporny makijaż? – zapytałam starając się opanować swoje burzące się emocje, machając dłońmi.
- Jest, jest – zapewniła mnie Lou pakując swoje kosmetyki. Do ciasnego pokoiku zapukała po czym weszła Fizzy, druga siostra Louisa.
- Melduję, że obiekt numer jeden jest gotowy i nawet chciał się przedostać na niedozwolone terytorium – mówiła z szerokim uśmiechem na ustach. Obie z Lottie postawiły się sobie za zadanie, dostarczenie nas na miejsce ceremonii, bez zbędnych kłopotów. Odetchnęłam z szczerą ulgą, że chłopak jest już na miejscu, nie chciałam zastać pustego ołtarza. Trochę miałam co do tego obawy z powodu tego, że ostatnią swoją noc spędził u Harrego z chłopcami, co mogło przynieść nie oczekiwane skutki…
- Jak to się chciał tu dostać, chyba mu nie pozwoliłaś – oburzyła się Charlotte.
- No oczywiście, że nie. Przecież wiem, że nie może jej zobaczyć w sukni, aż do ślubu, ale kazał mi to przekazać – wyciągnęła małą karteczkę ze swojej torebki. Szybko przechwyciłam zgnieciony papierek i nerwowo rozprostowałam go, aby dostać się do jego treści.
Już niedługo będziesz tylko moja Pani Tomlinson, czekam przy ołtarzu.
Kocham Cię i tęsknię. L.
Moje serce galopowało jak oszalałe gdy czytałam te jego krzywe literki składające się w tak piękne słowa. Znowu w moich oczach zebrał się łzy, które chciały ujrzeć światło dzienne tak bardzo tego dnia. W drzwiach znowu rozległo się pukanie i po chwili ukazała się sylwetka mojej mamy.
- Och kochanie tak ślicznie wyglądasz – powiedziała tylko już na wejściu płacząc.
- Mamo nie płacz – jęknęłam przytulając się do niej.
- Jak mam nie płakać skoro zaraz moja jedyna córa wyjdzie za mąż? – zapytała głaszcząc mnie po policzku.
- Przez ciebie i ja się rozpłaczę – uśmiechnęłam odsuwając się od niej aby zapanować nad sobą.
- Musicie już zajmować miejsca zaraz się zacznie – poinformował mnie mój tata zerkając tylko zza drzwi. Po tych słowach mój gorset zdawał się skurczyć tak bardzo, że miałam problemy z oddychaniem. Żołądek, który jak dotąd ucichł znowu przypomniał o sobie.
- Zaraz! – wykrzyknęła Lottie – A coś nowego, starego, pożyczonego i niebieskiego? – patrzyła na nas wszystkich z przerażeniem.
- Nowa jest suknia – podsunęła Patrycja.
- Stary jest welon – mruknęłam uśmiechając się do mojej mamy, która podarowała mi swój na szczęście, która specjalnie trzymała go na tą okazję.
- Masz może niebieskie majtki – odezwała się Fizzy i od razu oberwała od swojej starszej siostry.
- Ale ty głupia jesteś – jęknęła, a się tylko uśmiechnęłam widząc jak w swoim zachowaniu przypominają Louisa.
- Mam pomysł – uśmiechnęła się Patrycja z swoich włosów wyjęła niebieską spineczkę dopasowaną do swojej sukienki. Podeszła do mnie i wpięła mi ją w okolicy welonu.
- Dziękuje – mruknęłam przytulając ja do siebie.
- Nie myśl sobie ja chcę ją z  powrotem – zaznaczyła śmiejąc się.
- Dobrze już czas – klasnęła w dłonie moja mama – Już idźcie zająć swoje miejsca – pogoniła dziewczyny.
- Nie przewróć się tylko – zawołała na odchodne Lottie i zniknęła za drzwiami.
- Teraz to dopiero się stresuję – jęknęłam czując jak pocą mi się dłonie, a moje nogi odmawiają posłuszeństwa jakby przyrosły mi do podłogi.
- Nie potrzebie, pamiętaj tylko, że tam czeka na ciebie Louis, który cię kocha i chce być z tobą na zawsze, tylko z tobą – uśmiechnęła się pokrzepiająco i całując mnie w policzek.
- Ewelina – zaczął mój tata nastawiając mi swoje ramię.
- Na mnie też już czas – dodała i jeszcze raz mnie wyciskając zniknęła za drzwiami.
- Jak wyglądam? – jęknęłam ostatni raz przeglądając się w lustrze.
- Perfekcyjnie – podsumował mój ojciec, podając mały bukiecik kwiatów do moich rąk.
- Tylko nie pozwól mi się potknąć – szepnęłam mu cicho, a on mocniej ścisnął moje ramię.
- Nie trzęś się już tak – mrugnął do mnie gdy stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami kaplicy.
- Łatwo ci mówić – burknęłam nerwowo.
- Nie przepadam za nim, ale wiem że on uczyni cię szczęśliwą to mi wystarczy… - odpowiedział, a ledwo skończył rozpoczęły się pierwsze nuty marszu weselnego. Wzięłam głęboki oddech czując jak moje ciało znowu przechodzi dreszcz stresu. Czułam się jakby zaraz miałabym zemdleć tu i teraz, jedyne co mnie trzymało to ręka mojego ojca która stanowczo mnie przed tym powstrzymywała.
Drzwi kaplicy zaczęły się powoli otwierać, a ja poczułam wzrok wszystkich skupiony właśnie na mnie, a mnie samej brakowało odwagi, aby spojrzeć przed siebie. Zrobiliśmy pierwszy krok trochę niezdarny, przez co podniosłam delikatnie wzrok, aby zobaczyć czy nikt nie widział mojej wpadki. Wszystkie twarze jednak rozjaśniały życzliwe uśmiechy. Kaplica pięknie prezentowała się w białych kwiatach otoczona z każdej strony. Spojrzałam na ołtarz gdzie stał cały zespół jako drużby, ze swoimi partnerkami. Harry razem z Lottie, pamiętam dokładnie jak Louis nie chciał się na to zgodzić z powodu jego złej sławy. Dalej Zayn z Perrie, jego nową dziewczyną która naprawdę jest przesympatyczna, że nie da się jej nie lubić. Niall z Partycją, choć blondyn wciąż ma straszne poczucie winy co do niej, mam wrażenie, że poczuł coś więcej do niej niż przyjaźń. No i na końcu Liam z piękną Danielle. Przy naszym loczku stał także i Tom obrany w śliczny garnitur, a w rączkach trzymał małą tacę na której leżały nasze obrączki. Swój wzrok podniosłam wyżej, aby napotkać ten cudowny uśmiech mojego już prawie męża. Cały stres jaki we mnie siedział nagle jakby wyparował, wszelkie wątpliwości czy lęk, pozostała tylko ta czysta, prawdziwa miłość jaką go darzyłam. Zatopiłam się w jego pięknych niebieskich oczach świecących tak jasno szczęściem. W końcu i zrozumiałam i swoje błędy. Moje życie jak dotąd było wieczną ucieczką od problemów, gdy się pojawiał ja znikałam. Gdyby nie to może byłabym szczęśliwsza już wcześniej? Z czasem problemy tylko się kumulują, nie możemy więc czekać na to, że może się rozwiążą. Dostrzegłam to czego dawniej nie widziałam, to właśnie Louis dawał mi siłę, dzięki niemu poddałam się operacji, dzięki niemu widzę i dzięki niemu ciągle walczę i nie mam zamiaru się poddać. Od teraz jestem nową osobą silną i mającą siłę pokonaniu wszystkiego na swojej drodze. Miłość mi ją dała i jestem pewna, że będę miała już ją zawsze, u boku mojego męża, aż do końca naszego życia…



    If you want to do Something go for it. You've got nothing to Lose.




The End 
________________________________________________________

No tak to koniec. Ciężko rozstawać mi się z tym blogiem, on wiele dla mnie znaczy, ale już odpowiadając na wasze pytania z komentarzy nie będzie kolejnej części tego opowiadania. Jedyne co planuję to coś w rodzaju jedno parta takiego okazyjnego świątecznego, czy wakacyjnego nie wiem, ale jeśli coś takiego wymyślę to na pewno tutaj pojawi się  :) 
Następne wasze częste pytanie było czy założę kolejnego bloga niestety w najbliższym czasie tego nie planuję mam już jednego, a dwa zdecydowanie to dla mnie za dużo i po prostu nie daję rady. Mam pomysły, ale niestety jak na razie powstrzymam się od ich realizacji, może w wakacje przyjdą to i zdecyduję się na nowe opowiadanie. W każdym razie będę was tutaj o tym informowała ;D 
Teraz w związku z końcem przydały by się małe podziękowania ;) 
Dziękuje wam ze te 1456 komentarzy, które dla mnie naprawdę wiele znaczą, dziękuje także tym 151 obserwatorom  oraz 127 190 wyświetleń to naprawdę wielkie dla mnie osiągnięcie i to wszystko dzięki wam.
Chciałabym też osobno podziękować paru osobom : 
Mila. dziękuję bardzo za to, że pomogłaś mi w realizacji rozdziałów bez ciebie nie dałabym rady chwilami ;) 
Caroline kariisxx za wierną motywację i wsparcie komantarzami. 
Kate Stylees za zawsze pomocną, ale przede wszystkim szczerą opinię niemal pod każdym rozdziałem. 
Julie Malik za komentarze które zawsze potrafiły poruszyć moje serce i za wierny doping mnie na tt. 
Cornelia1dxxx za to że to właśnie dzięki tobie poznałam One Direction bez twojego udziału tego opowiadania by nie było :P 
Daria  za to że jest tutaj od samego początku i jest wierną czytelniczką. 
No i jeszcze na sam koniec podziękowania dla Kaludi która pisze do mnie na pocztę za to że naprawdę rozkleiłam się przy jej opinii. 
Nie jestem wstanie każdego tutaj wymienić, ale przynajmniej mogę wyróżnić te parę osób. 
Dziękuję jeszcze raz, że byliście i jesteście <3 
Proszę jeszcze tylko o jedno, jeśli przeczytaliście proszę zostawcie po sobie choć jeden mały ślad, chciałabym zobaczyć ile osób dotrwało do końca. ;D 

Katy227