poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 13 - Powinnam wrócić do Polski



Wokół mnie panowała pustaka. Nie wiedziałam, który dzisiaj jest, nawet czy jest właśnie dzień czy noc. A najgorsze było w tym właśnie, że nie obchodziło mnie to, czułam się jakbym umarła, życie się dla mnie skończyło. Nigdy nie będę taka jak kiedyś, zawsze będę zdana na łaskę innych. Jedyne co trzymało mnie od rzucenia się ciemną otchłań załamania, był Thomas. Dla niego gdy przychodził z własnej sali by mnie odwiedzić przybierałam na twarz ten sztuczną maskę podtytułem „Wszystko będzie dobrze”. Sama nie wiem jak on sam, radził się w tej szpitalnej rzeczywistości skoro nawet ja nie potrafię. Tak bardzo chciałam, aby cierpienia Toma się skończyły, żeby chodź trochę z nich ja mogłam wziąć, aby jemu było lżej. Prawda niestety była taka, że nie radzę sobie z bólem, mimo że tak bardzo chciałam by on przeszedł na mnie, nie potrafię.
Nie mogę się pogodzić, że nie będę widzieć jak mój synek się zmienia, jak z chłopczyka zmieni się w nastolatka, a później w mężczyznę. Jak mam zaakceptować to, że nie widzę, skoro tak wiele mi odbiera?
- Ewelina? – z otępienia wyrwał mnie głos Louisa – Przyniosłem ci ubrania… - chodź słyszałam co do mnie mówił nie reagowałam siedziałam dalej bez ruchu, często tak robiłam, nie miała ochoty aby rozmawiać. Za bardzo się bałam, że jeśli to zrobię złamię się, wszystkie moje emocje ze mnie wypłyną i nie będę miała siły się podnieść.
- Pomóc ci się ubrać? – zapytał lekko zakłopotany brunet.
- Nie – odpowiedziałam kłódko zachrypłym głosem, nie chciałam tak nisko upaść żeby nawet w tym musiałby mi pomagać.
- Ewelina posłuchaj… - zaczął niepewnie chodząc w tę i z powrotem, piszcząc trampkami to podłodze – Myślałem długo nad tym i postanowiłem… czy raczej chciałem ci zaproponować abyś zamieszkała ze mną razem z Tomem. – gdy skończył przystanął, mimo że tego nie widziałam to czułam jego wyczekujący wzrok na mnie.
- Czemu to robisz? – zapytałam, a chłopak lekko się zmieszał, nic w tym dziwnego skoro jak do tej pory tylko przytakiwałam, a to było najdłuższe zdanie jakie wypowiedziałam w ciągu tych paru dni.
- Chcę ci pomóc, jesteś moją przyjaciółką, mamy razem syna po ciężkiej operacji. Proszę cię wiem, że wcześniej dawałaś radę sobie zawsze sama, ale teraz musisz przyznać sama, że potrzebujesz pomocy, daj tylko ją sobie udzielić – mówił błaganym tonem gdzieś niedaleko mnie.
- Nie potrzebuję twojej łaski – wysyczałam zła, nie chciałam żeby się nade mną litował, bo tak wypada, bo był przy tym wypadku, wiedziałam że jestem tylko bezwartościowym problemem, a to tylko kwestia czasu kiedy to i Louis sobie uzmysłowi.
- Jak nie chcesz tego zrobić dla siebie to zrób to dla Toma, doskonale wiesz, że mogą ci go zabrać w tej sytuacji… - zabolało, zabolało bo to prawda nie mogłam być w tej chwili egoistą, musiałam schować dumę do kieszeni. Jeśli straciłabym Thomasa nic by nie trzymało mnie na tym świecie.
Obróciłam głowę w drugą stronę i wargi zacisnęłam w wąską linię, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Louis dobrze odczytał, że moje milczenie jest przyjęciem jego propozycji, bo po chwili znowu się odezwał  - Tomem zajmie się Zayn, my będziemy mieli za to chwilę by pojechać do twojego mieszkanie aby spakować parę rzeczy.
- Widzę, że wszystko sobie już zaplanowałeś – oznajmiłam oschle, a on mi tylko przytaknął.
– Przebierz się będę czekał na korytarzu – dodał tylko i opuścił salę.
Kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, dałam upust moim łzom, które potokiem polały się po moich policzkach. Wiem, że Louis chciał dobrze, bo dzisiaj i Tom wychodzi, ale bolało mnie, że już teraz pomija się moje zdanie, jakbym nie potrafiła samodzielnie myśleć. Jednak musiałam się ruszyć, zanim ktoś zobaczy mnie w tym stanie, to tylko pokarzę, że sobie nie radzę i będzie jeszcze gorzej. Spuściłam bose nogi na zimną podłogę i po omacku znalazłam ubrania w rogu mojego łóżka. Chwyciłam bluzkę, gdzie od razu znalazłam schody, gdyż nie mogłam gdzie znajduje się tył, a gdzie przód. W rękach miałam prosty, gładki sweterek. Niestety bez żadnej aplikacji z przodu która mogłaby mnie naprowadzić. Dłońmi podążyłam po kołnierzyku, aż w końcu natknęłam się na metkę przyszytą przy nim. Odetchnęłam głośno z ulgą i włożyłam na siebie ubranie. W znacznie szybszym tempie założyłam spodnie, ale jak widać i tak zajęło mi to więcej czasu niż przypuszczałam, bo usłyszałam ciche pukanie i dźwięk uchylanych drzwi.
- Jesteś gotowa? – zapytał Louis podchodząc bliżej mnie.
- Gdzie są buty? – mruknęłam cicho stojąc ciągle boso.
- Z prawej strony obok łóżka – odpowiedział, a ja gwałtownie schyliłam się po nie, jednak nie przewidziałam, że mogę uderzyć o metalową ramę łóżka i natychmiastowo poczułam kłujący ból głowy.
- Wszystko w porządku? – szybko podbiegł do mnie brunet podtrzymując moje ramię.
- Tak – warknęłam wyładowując na nim moją lekką irytację z powodu mojej nieporadności i wyrwałam się z jego objęć.
Przycupnęłam na łóżku, schyliłam się starając ręką znaleźć obuwie, lecz z nie najlepszym skutkiem.
- Tutaj – mruknął chłopak wpychając mi do rąk niskie trampki. Już się więcej nie odzywając ubrałam je, chłopak zarzucił mi na ramiona kurtkę.  
- Chodź – zachęcił mnie Louis abym wstała. Zagryzłam zęby powtarzając w myślach, że jakoś dam radę i ruszyłam tam gdzie przypuszczałam, że są drzwi. Jednak nie mogłam powstrzymać odruchu aby wyciągnąć ręce przed siebie, aby na nic nie trafić.
- Poprowadzę cię – oznajmił chłopak chyba widząc moje niepewne poczynania, więc objął mnie w tali. Gdy poczułam jego ciepłą dłoń na moim ciele automatycznie moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a przyjemna woń jego perfum owinęła się wokół mnie. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś więcej niż smutek czy ból, poczułam, że jego ciepło udziela się mnie, jakby jego bliskość motywowała mnie do działania, bo jestem bezpieczna w jego ramionach, bo ktoś się mną zaopiekuje. Z każdym metrem z Lou u boku stawiałam coraz pewniejsze kroki. Chłopak ostrzegał mnie przed zakrętami czy schodkami. Gdy byliśmy blisko wyjścia poczułam, że brunet zrobił się niespokojny.
- Paparazzi – warknął w końcu i wszystko stało się jasne. Zaczęłam się denerwować lekko, ale się nie cofnęłam wiedziałam, że muszę przez to przejść. Ruszyliśmy dalej, usłyszałam jak drzwi rozsuwają się przed nami, po chwili rozległy się krzyki pytań agresywnie skierowanych w naszą stronę. Spuściłam głowę i szłam z prowadzącym mnie chłopakiem ufając, że na nic nie wpadnę. Byłam szczęśliwa gdy dotarliśmy do samochodu. Louis otworzył przede mną drzwi i czekał cierpliwie mimo krzyków dziennikarzy, aż wsiądę. Kiedy poczułam jak ciepła dłoń chłopaka opuszczę mnie natychmiast odgarnęła mnie jakby pustka i chłód w miejscu gdzie przed chwilą się znajdowała.  

Gdy dojechaliśmy na miejsce i jakoś wtoczyliśmy się po schodach, zaczęłam intensywnie przeszukiwać moją torebkę.
- Mogę? – zapytał Louis zapewnie wątpiąc czy znajdę klucze, ale ja tylko pokiwałam głową, bo w końcu natknęłam się na mój breloczek przy kluczach w kształcie słodkiej owieczki, którą przywiozłam sobie jeszcze z Polski. W środku pokazałam brunetowi gdzie jest moja walizka, a on mimo moich protestów zaczął sam mnie pakować.
- Usiądź ja się tym zajmę – zapewnił mnie siadając mnie na łóżku. Siedziałam bezczynie, gdy w pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę – zakomunikowałam mu szybko.
- Ale ja… - zaczął, lecz szybko, stanowczo mu przerwałam.
- Louis naprawdę sobie poradzę z otwarciem drzwi, to że jestem ślepa to nie oznacza, że nic nie potrafię zrobić.
Powlokłam się powoli do mojego gościa, uważając aby na nic nie wpaść, chodź znałam dokładnie tutaj każdy kąt nadal nie potrafiłam iść tak swobodnie jak kiedyś.
- Tak? – zapytałam uchylając drzwi.
- Panno Evans cieszę się, że w końcu pani się tutaj pojawiła – usłyszałam głos Pana Lee właściciela mieszkania – Chyba wie pani co tu mnie sprowadza.
- Tak wiem – odpowiedziałam siląc się na uśmiech. – Ale na razie nie mam tych pieniędzy, byłam w szpitalu i…
- Nie obchodzi mnie to – przerwał mi gwałtownie – Każdy z nas ma problemy, ale ja chce odzyskać swoje pieniądze. Zalega pani już 3 miesiące.
- Ewelina? – odezwał się gdzieś za mną Louis.
- Nie wtrącaj się proszę – zwróciłam się do niego, ale brunet i tak mnie nie posłuchał. Chciałam go powstrzymać, ale zręcznie ominą moje blokujące dłonie.
- O co chodzi? – zapytał pana Lee.
- Przyszedłem po moje pieniądze, za wynajem mieszkania – odpowiedział mu lekko rozdrażnionym głosem.
- Ile Ewelina jest winna? – zapytał tym razem Lou, a we mnie z minuty na minutę rosła wściekłość.
- Nie będziesz za mnie płacić – warknęłam starając go odepchnąć i zamknąć drzwi, ale chłopak złapał mnie za nadgarstki i nic z tego nie wyszło.
- Idź do salonu – mówił powoli jak do dziecka, nie zważając na moje zdanie.
- Louis – jęknęłam żałośnie, chodź chciałam żeby to całkiem inaczej zabrzmiało.
- Idź! –rozkazał, a w moich oczach znalazły się łzy i odpuściłam. Brunet mnie ignorował, traktował jak zero, którego nawet nie warto posłuchać co ma do powiedzenia. Miałam tego serdecznie dość! Wszyscy przestali mnie traktować poważnie. Stanęłam na środku salonu starając się opanować swoje emocje, a przede wszystkim łzy cisnące się na światło dzienne. Słyszałam rozmowę z właścicielem mieszkania i Tomlinsonem, ale starałam się wyciszyć. Po chwili w takiej pozycji zastał mnie chłopak.
- Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony.
- Nie! – wrzasnęłam za całe mieszkanie wyładowując się – Nic nie jest w porządku! Przestań się wtrącać do mojego życia!
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ja tylko staram ci się pomóc – wyjaśnił, a ja już w wyobraźni widziałam jak marszczy te swoje brwi w zmartwianiu.
- Kto ci kazał płacić za mnie? To moje kłopoty nie twoje. Ty nie potrafisz znaleźć żadnej granicy! Rozkazujesz mi. Nie pozwalasz nic zrobić, jakoś pogodzić się z tym co się stało. Jak ja mam sobie poradzić skoro wszystko robisz za mnie? – wygarnęłam wszystko co dotąd we mnie siedziało – Wiem, że teraz jestem inna i już nigdy prawdopodobnie nie będę taka sama, ale mógłbyś to zaakceptować, przynajmniej ty…
- Jak mogłaś tak pomyśleć, że cię nie akceptuję? – zapytał chwytając w swoje dłonie moje policzki – Zawsze dla mnie byłaś idealna, a to co się stało tego nie zmienia – mówił niemal szeptem wycierając łzy, które mi się wymknęły. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem jego dłoni, z każdym dniem coraz bardziej, ale jeszcze bardziej brakowało mi tego co teraz nie mogłam teraz mieć.. zobaczyć, tej intensywnej fali jego niebieskiego spojrzenia.
- Powinnam wrócić do Polski – mruknęłam, sama automatycznie głaszcząc go po jego szorstkim od zarostu policzku.
- Co? – zapytał przerażony – Nie możesz tak wyjechać teraz, nie możesz, bo…
- No właśnie Louis czemu? Nic mnie teraz tu nie trzyma… - powiedziałam chcąc, chodź z ciężkim sercem, odsunąć się od niego, ale on zamiast tego jeszcze bliżej się przysunął.
- Masz tutaj.. mnie – szepnął ledwie słyszalnie i złączył swoje wargi z moimi. W całym moim ciele rozpętała się burza uczuć. Chciałam poczuć jego dłonie na całym swoim ciele, chciałam czuć jego gorące pocałunki, zapach, oddech, ale nie mogłam… Chodź moje pożądanie zawładnęło mną całą, a jego język igrający cały czas z moim doprowadzał mnie do szaleństwa, chodź jego ciało przyległo do mojego nie pozostawiając ani szpary między nami i chodź jego dłonie tak dobrze pieściły teraz moje ciało, musiałam się odsunąć. Teraz, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię później już nie dam rady…
- Louis… - jęknęłam powstrzymując go, kładąc ręce na jego piersi. Wciąż jednak czułam ciepło bijące od niego, tak bardzo przyciągające mnie do siebie, ale nie mogłam sobie pozwolić na nic więcej, póki nie będę pewna jego uczuć, do mnie, nie chciałam cierpieć jeżeli wybrał Eleanor, a nie mnie, więc zrobiłam to co potrafiłam najlepiej uciekłam…


____________________________________________ 
PRZEPRASZAM że tak długo musieliście czekać, ale ostatnio naprawdę nie mam czasu, dzisiaj pisałam na lekcji, później jak przyszłam ze szkoły prawie, aż do teraz, ale w końcu dotarłam do tego końca
Tutaj krótko, bo lecę uczyć się jeszcze na sprawdzian z historii mam nadzieję, że jutro coś na nim napiszę ;DD  
PS: Zapominałam jeszcze napisać DZIĘKUJE ZA 100 000 WYŚWIETLEŃ KOCHAM WAS!
Katy227 

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 12 - Ktoś wbijał gwoździe w tył mojej głowy



 Ciemność. To jedyne co teraz było wokół mnie. Powoli do mnie zaczęła dochodzić, rzeczywistość. Piekący ból, jakby ktoś wbijał gwoździe w tył mojej głowy, umożliwiając mi tym samym racjonalne myślenie. Jednak ciągle panowała ciemność. Zaczęły do mnie powracać obrazy, przerażona twarz Louisa, upadek, ból, smutne niebieskie oczy i ciemność. Nie wiedziałam gdzie jestem, a moje oczy z niewiadomego powodu nie chciały ze mną współpracować. Dłoń zbliżyłam do nich, ale okazało się były otwarte, a ja i tak widziałam tylko czerń. Całe moje ciało ogarnęła panika.
- Co się tu dzieje? – jęknęłam szeptem, jednak odpowiedziało mi tylko echo. Dłonią podążyłam po skraju łóżka, które się okazało za wąskie jak na te, które towarzyszyło mi zawsze w domu. Dźwignęłam się powoli starając się usiąść. Ból w głowy tylko się nasilił, myślałam, że ciśnienie rozerwie mi czaszkę. Objęłam dłońmi głowę starając się jakoś załagodzić ból, ale gdy dłonie dotknęły jakiegoś materiału, otaczający bolące miejsce, lekko drgnęłam. Bandaż? Ktoś mi musi powiedzieć co tu się dzieje!
Mimo, przyćmiewającego bólu i ciemności wokół mnie, delikatnie spuściłam, moje bose nogi na zimną posadzkę. Wstałam z łóżka i lekko pochylona z wysuniętymi rękami przed siebie. Przesuwając się powoli natrafiłam na małą szafkę. Starałam się zbadać co na niej jest, ale gdy moja ręka natrafiła nagle na jakiś puchaty materiał, zlękłam się i przestraszona odskoczyłam do tyłu wpadając na jakiś przedmiot, który przewrócił się z głośnym hukiem, rozchodzącym się po całym pokoju. Zadrżałam lekko ze strachu, bojąc się co jeszcze może się kryć w tej przerażającej z każdym krokiem ciemności. „Muszę stąd wyjść”. Ta myśl skłoniła mnie do działania. Powoli kroczyłam na oślep, próbując dojść do jakiejś ściany, aby odnaleźć drzwi. Gdy moje palce dotknęły zimnej, gładkiej ściany uśmiechnęłam się sama do siebie. Sunęłam się za jej podporą, aby znaleźć drzwi. Panujący ciągle mrok zaczął mnie przytłaczać. Zaczęłam szybciej oddychać, rozglądając się chociaż to i tak nic mi nie dawało. Przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej wyjść. Gdy już przerażenie moje sięgnęło zenitu, w końcu natrafiłam na inną strukturę. Odszukałam szybko klamkę i wyszłam szybko na zewnątrz, zamykając szybko drzwi szybko oddychając. Jednak po chwili uświadomiłam sobie, że właściwie nic się nie zmieniło, ciemność nadal ze mną była. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku, ale odpowiedziała mi tylko cisza. Odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. Szłam nie pewnie blisko ściany, kiedy usłyszałam ciężkie kroki, ale nie moje…
- Kto tam jest? – zapytała drżącym głosem, znowu cisza. Przyspieszyłam kroku, coraz ciężej oddychając, panika wzięła nade mną górę, gdy znowu usłyszałam ciężkie kroki. Zaczęłam biec, mój prześladowca także. Słyszałam, że był coraz bliżej, kiedy wleciałam na metalowy wózek, który z hukiem uderzył o ziemię rozsypując wszystko to było na nim, później znowu poczułam ból uderzenia w głowę, a następnie nastała już tylko nicość…

*Louis*
- O Pan Tomlinson dobrze, że już pan jest – podeszła do mnie okrągła pielęgniarka , zwracając na siebie moją rozproszoną uwagę – To ja do pana dzwoniłam, proszę za mną. – wyjaśniła i ruszyła szpitalnym korytarzem. Szedłem za nią, próbując się opanować i nie rzucić się biegiem do sali Eweliny. Minęły dwa dni od jej upadku ze schodów. Ja w tym czasie wyszedłem już ze szpitala, a dzisiaj rano zadzwonili właśnie do mnie, że Ewelina się w końcu obudziła. Ucieszyłem się jak dziecko słysząc, tą wiadomość, bo w końcu mogłem coś odpowiedzieć Thomasowi na jego ciągłe pytania "gdzie jest mama?" i "kiedy do niego przyjdzie?" 
- Jak ona się czuje? - nie wytrzymałem i zagadałem pielęgniarkę. 
- Trudno, powiedzieć... - za jąkała się - dostała bardzo silne leki uspokajające po czym zasnęła... 
- Ale czemu dostała te leki? - zmarszczyłem się lekko. 
- Panna Evans obudziła się w nocy... i przeżyła mały szok, ponieważ nie wiedziała co się dzieje... - tłumaczyła trochę nie poradnie, jak widać było omijając pewne ważne fakty - resztę dowie się pan od lekarza prowadzącego - oznajmiła zapraszając mnie do sali. Zobaczyłem spokojnie leżącą dziewczynę, bladą jak prześcieradło na którym leżała. Od razu podszedłem do niej i chwyciłem jej zimną dłoń głaszcząc ją lekko kciukiem. Dopiero po chwili zobaczyłem lekarza obserwującego to wszystko z boku.
- Może pan mi w końcu wytłumaczy, co jej jest? - zapytałem patrząc na niego błagalnym wzrokiem. 
- Nie mam dobrych informacji - powiedział ściągając wargi w cienką linię. - Po silnym uderzeniu doszło do poważnego krwawienia wewnątrz czaszkowego, mimo tego, że bardzo szybko zareagowaliśmy doszło do pewnego uszkodzenia płatu potylicznego. Nie wiedzieliśmy dokładnie jakie mogą być skutki tego, aż do wybudzenia pacjentki, ale wczoraj w nocy niespodziewanie to nastąpiło i panna Evans, przeżyła poważny szok przez co musieliśmy podać jej leki uspokajające. Chcieliśmy, żeby gdy się obudzi ktoś bliski z nią był. – wyjaśnił mi służbowym tonem lekarz.
- A tak po ludzku co jej jest? – zapytałem niewiele rozumiejąc z całego monologu lekarza.
- Została poważnie uszkodzona kora wzrokowa w mózgu, co doprowadziło jak przypuszczamy do całkowitej utraty tego zmysłu. – świat po tych słowach jakby się dla mnie zatrzymał, te słowa oznaczały tylko jedno Ewelina, nic nie będzie widzieć, jak sobie poradzi sama? A będzie z Tomem? A całemu temu zdarzeniu, jestem winny tylko i wyłącznie ja… Gdyby wtedy nie powiedział nic o Zaynie to wszystko inaczej by się potoczyło, Ewelina by się nie denerwowała i co najważniejsze nie spadła z tych cholernych schodów.
- Nagła utrata wzroku jest bardzo przeżywana przez pacjentów, bardzo ciężko jest im pogodzić się z tą stratą. Dlatego też panna Evans będzie potrzebować teraz wiele wsparcia i pomocy ze stronny innych. Musi mieć w kimś oparcie i zaufanie. Zgaduję, że pan się teraz zajmie swoją dziewczyną? – zapytał, a ja oderwałem w końcu wzrok od śpiącej dziewczyny.
- Oczywiście, że się zajmę. O to proszę się nie martwić. – uśmiechnąłem się do niego smutno i znowu przeniosłem wzrok na brunetkę. Wkrótce potem lekarz się pożegnał, a mnie zaczęły zżerać wyrzuty sumienia. Czemu nie zaprzeczyłem, że Ewelina nie jest moją dziewczyną? Bo przecież nią jest Eleanor.
- Co ty odpierdalasz Tomlinson? – zapytałem szeptem sam siebie, chociaż dokładnie wiedziałem, że nie znam odpowiedzi na te pytanie. Westchnąłem głośno i splotłem dłonie z dziewczyną. Odgarnąłem opiekuńczo zabłąkane kosmyki z jej twarzy i spojrzałem ja jej pełne usta. Zacząłem zbliżać się do dziewczyny, z wielką chęcią która zrodziła się w moim sercu, aby ją pocałować. Kiedy byłem już w połowie drogi poczułem, że Ewelina ścisnęła lekko moją dłoń i od razu się opanowałem.
- Ewelina? –zacząłem miękko, starając się jej nie przestraszyć. Dziewczyna zamrugała powiekami, ale jej oczy nadal pozostały puste, przełknąłem gulę jaka pojawiła się w moim gardle, dlaczego akurat ja jej to muszę powiedzieć?
- Louis, czemu tutaj ciągle jest tak ciemno? – zapytała słabym głosem – Gdzie ja jestem? – znowu zapytała starając się mnie dojrzeć.
- Ewelina jesteś w szpitalu, pamiętasz spadłaś ze schodów… - rozpocząłem miękko gładząc jej dłoń uspokajająco, lecz sam nie wiem czy chciałem tym bardziej uspokoić ją czy siebie…
- Pamiętam – zapewniła mnie obracając twarz w moją stronę, jednak wciąż patrzyła swoim niewidzącym wzrokiem na ścianę obok mnie.
- Wiem, że to co teraz ci powiem może być dla ciebie lekkim szokiem i … - urwałem nie wiedząc jak skończyć.
- Jestem ślepa prawda? – zapytała takim szeptem, że ledwo usłyszałem jej pytanie. Spojrzałem na nią, jej twarz była pełna bólu, a ja nawet nie potrafiłem nawet siebie wydusić zwykłego potaknięcia.
- Powiedz to! – zażądała ze łzami  w oczach, ale ja dalej nie potrafiłem nic powiedzieć jej smutek za to jeszcze bardziej udzielił się mnie.
- Do cholery Louis! – krzyknęła drżącym głosem, czekającym na swój własny wyrok.
- Tak… jesteś.. niewidoma – wyjąkałem w końcu, a łzy które dotąd trzymała w swoich oczach spłynęły potokiem po jej policzkach. Patrząc na nią, na jej ból, który sam rozdzierał mi serce, sam zacząłem płakać. Poczucie winy tak ścisnęło mi serce, że myślałem że zaraz sam wyrwę sobie je z piersi, aby załagodzić jakoś ból. Ale dotarło do mnie to, że jeślibym to zrobił okazałbym się zwykłym tchórzem. Muszę jakoś odbudować swój błąd. Nie mogę patrzeć na ból dziewczyny, dziewczyny którą kocham, a cierpi tu właśnie przeze mnie.
Nie wiedząc co zrobić, objąłem Ewelinę mocno ramionami, chcąc odgrodzić ją od wszelkiego otaczającego ją zła, lecz ona nie odwzajemniła uścisku. Siedziała nie ruchomo dalej płacząc.
- Zostaw mnie – wyjąkała w końcu po cichu przez łzy. Odsunąłem się od niej jak chciała i zacząłem wycierać kciukiem jej łzy.
- Ewelina, wiem że to trudne, ale jakoś damy sobie radę, bo ja… - zacząłem pociągając nosem, chcąc jej już wyznać wszystkie uczucia, które chowałem w sobie do tej pory, ale dziewczyna wyprzedziła mnie.
- Wyjdź stąd – warknęła, a ja patrzyłem na nią zdumiony nie pewny czy jej posłuchać – Chcę być sama – dodała i obróciła się do mnie plecami. Wstałem z krzesła i skierowałem się ze smutnym serce do drzwi. Na zewnątrz zastałem Harrego, próbującego powstrzymać Zayna, aby nie wchodził do środka.
- Jesteś pijany, idź wytrzeźwiej! – kontynuował swoje zmagania loczek, nie widząc, że wyszedłem z sali. Mulat jednak popatrzał na mnie ze nie ukrywanym zdziwieniem i Hazza podążył za jego wzrokiem, a gdy napotkał na mnie od razu jego wściekłość zastąpiło współczucie. Starłem z twarzy łzy, które jeszcze potoczyły się po moich policzkach nie proszone.
- Co się stało? – zapytał Harry z troską. Sam usiadłem na niebieskim, plastikowym krzesełku i ukryłem twarz w dłoniach.
- Louis? – zapytał niepewnie Zayn.
- Ona straciła wzrok, przeze mnie – ledwo skończyłem to zdanie, znalazłem się w pocieszających objęciach mojego najlepszego przyjaciela, płacząc jak dziecko… 
______________________________________________ 

Tak więc rozdział 12... Spodziewaliście się, że Ewelina może starcić wzrok? 
Sama miałam wątpliwości co to tego mojego pomysłu, jednak Mila potrafi mi dobrze zawsze doradzić ;P 
Widziałam, że większość z was bała się, że uśmiercę moją bohaterkę, ale samej mi się coś wydaje, że nie byłabym wstanie... Wolę szczęśliwe zakończenia ;D 
Kiedy nowy rozdział sama nie wiem, jak wena mnie odwiedzi tak myślę ;PP 

Katy&Mila