Wokół
mnie panowała pustaka. Nie wiedziałam, który dzisiaj jest, nawet czy jest
właśnie dzień czy noc. A najgorsze było w tym właśnie, że nie obchodziło mnie
to, czułam się jakbym umarła, życie się dla mnie skończyło. Nigdy nie będę taka
jak kiedyś, zawsze będę zdana na łaskę innych. Jedyne co trzymało mnie od
rzucenia się ciemną otchłań załamania, był Thomas. Dla niego gdy przychodził z
własnej sali by mnie odwiedzić przybierałam na twarz ten sztuczną maskę
podtytułem „Wszystko będzie dobrze”. Sama nie wiem jak on sam, radził się w tej
szpitalnej rzeczywistości skoro nawet ja nie potrafię. Tak bardzo chciałam, aby
cierpienia Toma się skończyły, żeby chodź trochę z nich ja mogłam wziąć, aby
jemu było lżej. Prawda niestety była taka, że nie radzę sobie z bólem, mimo że
tak bardzo chciałam by on przeszedł na mnie, nie potrafię.
Nie
mogę się pogodzić, że nie będę widzieć jak mój synek się zmienia, jak z
chłopczyka zmieni się w nastolatka, a później w mężczyznę. Jak mam zaakceptować
to, że nie widzę, skoro tak wiele mi odbiera?
-
Ewelina? – z otępienia wyrwał mnie głos Louisa – Przyniosłem ci ubrania… -
chodź słyszałam co do mnie mówił nie reagowałam siedziałam dalej bez ruchu,
często tak robiłam, nie miała ochoty aby rozmawiać. Za bardzo się bałam, że
jeśli to zrobię złamię się, wszystkie moje emocje ze mnie wypłyną i nie będę
miała siły się podnieść.
-
Pomóc ci się ubrać? – zapytał lekko zakłopotany brunet.
-
Nie – odpowiedziałam kłódko zachrypłym głosem, nie chciałam tak nisko upaść
żeby nawet w tym musiałby mi pomagać.
-
Ewelina posłuchaj… - zaczął niepewnie chodząc w tę i z powrotem, piszcząc
trampkami to podłodze – Myślałem długo nad tym i postanowiłem… czy raczej
chciałem ci zaproponować abyś zamieszkała ze mną razem z Tomem. – gdy skończył
przystanął, mimo że tego nie widziałam to czułam jego wyczekujący wzrok na
mnie.
-
Czemu to robisz? – zapytałam, a chłopak lekko się zmieszał, nic w tym dziwnego
skoro jak do tej pory tylko przytakiwałam, a to było najdłuższe zdanie jakie
wypowiedziałam w ciągu tych paru dni.
-
Chcę ci pomóc, jesteś moją przyjaciółką, mamy razem syna po ciężkiej operacji.
Proszę cię wiem, że wcześniej dawałaś radę sobie zawsze sama, ale teraz musisz
przyznać sama, że potrzebujesz pomocy, daj tylko ją sobie udzielić – mówił
błaganym tonem gdzieś niedaleko mnie.
-
Nie potrzebuję twojej łaski – wysyczałam zła, nie chciałam żeby się nade mną
litował, bo tak wypada, bo był przy tym wypadku, wiedziałam że jestem tylko bezwartościowym
problemem, a to tylko kwestia czasu kiedy to i Louis sobie uzmysłowi.
-
Jak nie chcesz tego zrobić dla siebie to zrób to dla Toma, doskonale wiesz, że
mogą ci go zabrać w tej sytuacji… - zabolało, zabolało bo to prawda nie mogłam
być w tej chwili egoistą, musiałam schować dumę do kieszeni. Jeśli straciłabym
Thomasa nic by nie trzymało mnie na tym świecie.
Obróciłam
głowę w drugą stronę i wargi zacisnęłam w wąską linię, powstrzymując łzy
cisnące mi się do oczu. Louis dobrze odczytał, że moje milczenie jest
przyjęciem jego propozycji, bo po chwili znowu się odezwał - Tomem zajmie się Zayn, my będziemy mieli za
to chwilę by pojechać do twojego mieszkanie aby spakować parę rzeczy.
-
Widzę, że wszystko sobie już zaplanowałeś – oznajmiłam oschle, a on mi tylko
przytaknął.
–
Przebierz się będę czekał na korytarzu – dodał tylko i opuścił salę.
Kiedy
usłyszałam trzaśnięcie drzwi, dałam upust moim łzom, które potokiem polały się
po moich policzkach. Wiem, że Louis chciał dobrze, bo dzisiaj i Tom wychodzi,
ale bolało mnie, że już teraz pomija się moje zdanie, jakbym nie potrafiła
samodzielnie myśleć. Jednak musiałam się ruszyć, zanim ktoś zobaczy mnie w tym
stanie, to tylko pokarzę, że sobie nie radzę i będzie jeszcze gorzej. Spuściłam
bose nogi na zimną podłogę i po omacku znalazłam ubrania w rogu mojego łóżka.
Chwyciłam bluzkę, gdzie od razu znalazłam schody, gdyż nie mogłam gdzie
znajduje się tył, a gdzie przód. W rękach miałam prosty, gładki sweterek.
Niestety bez żadnej aplikacji z przodu która mogłaby mnie naprowadzić. Dłońmi
podążyłam po kołnierzyku, aż w końcu natknęłam się na metkę przyszytą przy nim.
Odetchnęłam głośno z ulgą i włożyłam na siebie ubranie. W znacznie szybszym
tempie założyłam spodnie, ale jak widać i tak zajęło mi to więcej czasu niż
przypuszczałam, bo usłyszałam ciche pukanie i dźwięk uchylanych drzwi.
-
Jesteś gotowa? – zapytał Louis podchodząc bliżej mnie.
-
Gdzie są buty? – mruknęłam cicho stojąc ciągle boso.
-
Z prawej strony obok łóżka – odpowiedział, a ja gwałtownie schyliłam się po
nie, jednak nie przewidziałam, że mogę uderzyć o metalową ramę łóżka i
natychmiastowo poczułam kłujący ból głowy.
-
Wszystko w porządku? – szybko podbiegł do mnie brunet podtrzymując moje ramię.
-
Tak – warknęłam wyładowując na nim moją lekką irytację z powodu mojej
nieporadności i wyrwałam się z jego objęć.
Przycupnęłam
na łóżku, schyliłam się starając ręką znaleźć obuwie, lecz z nie najlepszym
skutkiem.
-
Tutaj – mruknął chłopak wpychając mi do rąk niskie trampki. Już się więcej nie
odzywając ubrałam je, chłopak zarzucił mi na ramiona kurtkę.
-
Chodź – zachęcił mnie Louis abym wstała. Zagryzłam zęby powtarzając w myślach,
że jakoś dam radę i ruszyłam tam
gdzie przypuszczałam, że są drzwi. Jednak nie mogłam powstrzymać odruchu aby
wyciągnąć ręce przed siebie, aby na nic nie trafić.
-
Poprowadzę cię – oznajmił chłopak chyba widząc moje niepewne poczynania, więc
objął mnie w tali. Gdy poczułam jego ciepłą dłoń na moim ciele automatycznie
moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a przyjemna woń jego perfum owinęła się
wokół mnie. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś więcej niż smutek czy ból,
poczułam, że jego ciepło udziela się mnie, jakby jego bliskość motywowała mnie
do działania, bo jestem bezpieczna w jego ramionach, bo ktoś się mną zaopiekuje.
Z każdym metrem z Lou u boku stawiałam coraz pewniejsze kroki. Chłopak
ostrzegał mnie przed zakrętami czy schodkami. Gdy byliśmy blisko wyjścia
poczułam, że brunet zrobił się niespokojny.
-
Paparazzi – warknął w końcu i wszystko stało się jasne. Zaczęłam się denerwować
lekko, ale się nie cofnęłam wiedziałam, że muszę przez to przejść. Ruszyliśmy
dalej, usłyszałam jak drzwi rozsuwają się przed nami, po chwili rozległy się
krzyki pytań agresywnie skierowanych w naszą stronę. Spuściłam głowę i szłam z
prowadzącym mnie chłopakiem ufając, że na nic nie wpadnę. Byłam szczęśliwa gdy
dotarliśmy do samochodu. Louis otworzył przede mną drzwi i czekał cierpliwie
mimo krzyków dziennikarzy, aż wsiądę. Kiedy poczułam jak ciepła dłoń chłopaka
opuszczę mnie natychmiast odgarnęła mnie jakby pustka i chłód w miejscu gdzie
przed chwilą się znajdowała.
Gdy
dojechaliśmy na miejsce i jakoś wtoczyliśmy się po schodach, zaczęłam intensywnie
przeszukiwać moją torebkę.
-
Mogę? – zapytał Louis zapewnie wątpiąc czy znajdę klucze, ale ja tylko
pokiwałam głową, bo w końcu natknęłam się na mój breloczek przy kluczach w
kształcie słodkiej owieczki, którą przywiozłam sobie jeszcze z Polski. W środku
pokazałam brunetowi gdzie jest moja walizka, a on mimo moich protestów zaczął
sam mnie pakować.
-
Usiądź ja się tym zajmę – zapewnił mnie siadając mnie na łóżku. Siedziałam
bezczynie, gdy w pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-
Otworzę – zakomunikowałam mu szybko.
-
Ale ja… - zaczął, lecz szybko, stanowczo mu przerwałam.
-
Louis naprawdę sobie poradzę z otwarciem drzwi, to że jestem ślepa to nie
oznacza, że nic nie potrafię zrobić.
Powlokłam
się powoli do mojego gościa, uważając aby na nic nie wpaść, chodź znałam
dokładnie tutaj każdy kąt nadal nie potrafiłam iść tak swobodnie jak kiedyś.
-
Tak? – zapytałam uchylając drzwi.
-
Panno Evans cieszę się, że w końcu pani się tutaj pojawiła – usłyszałam głos
Pana Lee właściciela mieszkania – Chyba wie pani co tu mnie sprowadza.
-
Tak wiem – odpowiedziałam siląc się na uśmiech. – Ale na razie nie mam tych
pieniędzy, byłam w szpitalu i…
-
Nie obchodzi mnie to – przerwał mi gwałtownie – Każdy z nas ma problemy, ale ja
chce odzyskać swoje pieniądze. Zalega pani już 3 miesiące.
-
Ewelina? – odezwał się gdzieś za mną Louis.
-
Nie wtrącaj się proszę – zwróciłam się do niego, ale brunet i tak mnie nie
posłuchał. Chciałam go powstrzymać, ale zręcznie ominą moje blokujące dłonie.
-
O co chodzi? – zapytał pana Lee.
-
Przyszedłem po moje pieniądze, za wynajem mieszkania – odpowiedział mu lekko rozdrażnionym
głosem.
-
Ile Ewelina jest winna? – zapytał tym razem Lou, a we mnie z minuty na minutę
rosła wściekłość.
-
Nie będziesz za mnie płacić – warknęłam starając go odepchnąć i zamknąć drzwi,
ale chłopak złapał mnie za nadgarstki i nic z tego nie wyszło.
-
Idź do salonu – mówił powoli jak do dziecka, nie zważając na moje zdanie.
-
Louis – jęknęłam żałośnie, chodź chciałam żeby to całkiem inaczej zabrzmiało.
-
Idź! –rozkazał, a w moich oczach znalazły się łzy i odpuściłam. Brunet mnie
ignorował, traktował jak zero, którego nawet nie warto posłuchać co ma do
powiedzenia. Miałam tego serdecznie dość! Wszyscy przestali mnie traktować
poważnie. Stanęłam na środku salonu starając się opanować swoje emocje, a przede
wszystkim łzy cisnące się na światło dzienne. Słyszałam rozmowę z właścicielem
mieszkania i Tomlinsonem, ale starałam się wyciszyć. Po chwili w takiej pozycji
zastał mnie chłopak.
-
Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony.
-
Nie! – wrzasnęłam za całe mieszkanie wyładowując się – Nic nie jest w porządku!
Przestań się wtrącać do mojego życia!
-
Nie rozumiem o co ci chodzi, ja tylko staram ci się pomóc – wyjaśnił, a ja już
w wyobraźni widziałam jak marszczy te swoje brwi w zmartwianiu.
-
Kto ci kazał płacić za mnie? To moje kłopoty nie twoje. Ty nie potrafisz znaleźć
żadnej granicy! Rozkazujesz mi. Nie pozwalasz nic zrobić, jakoś pogodzić się z
tym co się stało. Jak ja mam sobie poradzić skoro wszystko robisz za mnie? – wygarnęłam
wszystko co dotąd we mnie siedziało – Wiem, że teraz jestem inna i już nigdy
prawdopodobnie nie będę taka sama, ale mógłbyś to zaakceptować, przynajmniej ty…
-
Jak mogłaś tak pomyśleć, że cię nie akceptuję? – zapytał chwytając w swoje
dłonie moje policzki – Zawsze dla mnie byłaś idealna, a to co się stało tego
nie zmienia – mówił niemal szeptem wycierając łzy, które mi się wymknęły. Tak
bardzo tęskniłam za jego dotykiem jego dłoni, z każdym dniem coraz bardziej,
ale jeszcze bardziej brakowało mi tego co teraz nie mogłam teraz mieć..
zobaczyć, tej intensywnej fali jego niebieskiego spojrzenia.
-
Powinnam wrócić do Polski – mruknęłam, sama automatycznie głaszcząc go po jego
szorstkim od zarostu policzku.
-
Co? – zapytał przerażony – Nie możesz tak wyjechać teraz, nie możesz, bo…
-
No właśnie Louis czemu? Nic mnie teraz tu nie trzyma… - powiedziałam chcąc,
chodź z ciężkim sercem, odsunąć się od niego, ale on zamiast tego jeszcze
bliżej się przysunął.
-
Masz tutaj.. mnie – szepnął ledwie słyszalnie i złączył swoje wargi z moimi. W
całym moim ciele rozpętała się burza uczuć. Chciałam poczuć jego dłonie na
całym swoim ciele, chciałam czuć jego gorące pocałunki, zapach, oddech, ale nie
mogłam… Chodź moje pożądanie zawładnęło mną całą, a jego język igrający cały
czas z moim doprowadzał mnie do szaleństwa, chodź jego ciało przyległo do mojego
nie pozostawiając ani szpary między nami i chodź jego dłonie tak dobrze pieściły
teraz moje ciało, musiałam się odsunąć. Teraz, bo wiedziałam, że jeśli tego nie
zrobię później już nie dam rady…
-
Louis… - jęknęłam powstrzymując go, kładąc ręce na jego piersi. Wciąż jednak
czułam ciepło bijące od niego, tak bardzo przyciągające mnie do siebie, ale nie
mogłam sobie pozwolić na nic więcej, póki nie będę pewna jego uczuć, do mnie,
nie chciałam cierpieć jeżeli wybrał Eleanor, a nie mnie, więc zrobiłam to co
potrafiłam najlepiej uciekłam…
____________________________________________
PRZEPRASZAM że tak długo musieliście czekać, ale ostatnio naprawdę nie mam czasu, dzisiaj pisałam na lekcji, później jak przyszłam ze szkoły prawie, aż do teraz, ale w końcu dotarłam do tego końca!
Tutaj krótko, bo lecę uczyć się jeszcze na sprawdzian z historii mam nadzieję, że jutro coś na nim napiszę ;DD
PS: Zapominałam jeszcze napisać DZIĘKUJE ZA 100 000 WYŚWIETLEŃ KOCHAM WAS!
PS: Zapominałam jeszcze napisać DZIĘKUJE ZA 100 000 WYŚWIETLEŃ KOCHAM WAS!
Katy227